Rola kobiety w rodzinie

b_240_0_16777215_00_images_numery_12_1_160_2007_08_ok.jpgRola kobiety w rodzinie
Joanna Krupska

Oczekiwanie dziecka, jego pojawienie się i zamieszkanie w moim własnym ciele obudziło we mnie zupełnie nowy świat przeżyć, doznań i doświadczeń. Nie da się przekazać uczuć związanych z przeżyciem więzi i jedności z małym człowiekiem zamieszkującym w obrębie własnego ciała. Przez całą ciążę ciało matki staje się miejscem wzrostu i rozwoju człowieka, stanowi dla niego źródło pokarmu, powietrza, a także ochronę przed zagrożeniami. W każdej ciąży czułam się fizycznie źle. Na początku miałam nudności, potem puchły mi nogi, bolał kręgosłup, a pod koniec zawsze ważyłam 20 kg więcej niż normalnie i ledwie się ruszałam. Fizyczne dolegliwości nie przesłoniły mi jednak głębszych przeżyć, jedynego w swoim rodzaju szczęścia – doświadczania wielkiej i szczególnej bliskości małej osoby, jej niewidocznej, lecz przyciągającej uwagę obecności, wzbudzającej miłość. Czułam jej obecność, ruchy, wiedziałam, kiedy się obraca, kiedy ma czkawkę, wiedziałam, że dzielę się z nią swoim pożywieniem, powietrzem, które wdycha, i miałam świadomość, że przekazuję jej swój dobry nastrój albo niepokój. Dziewięć miesięcy wzajemnego towarzystwa bez chwili przerwy, w dzień i w nocy. Jest to doświadczenie przygotowujące do pełnienia nowej roli: roli matki. Dawanie swojego ciała dziecku przygotowuje do dawania mu w przyszłości swojej obecności, uwagi, energii, czasu – miłości.
Przełomową chwilą stał się poród – moment rozdzielenia. Z jednej strony rozłąka, z drugiej spotkanie. A więc przemiana relacji. Przejście z jednego etapu w drugi. Pamiętam, że pod koniec ciąży rodziła się we mnie wielka ciekawość, silne pragnienie zobaczenia wreszcie twarzy tej osóbki, którą już tak dobrze znam, objawienie się jej, odsłonięcie tajemnicy. Jak wygląda, jakie ma oczy, nos, ile waży, czy lekarz nie pomylił się, określając płeć? Pamiętam niepewność, zwłaszcza przed szóstym porodem: czy to będzie szósty chłopiec, czy też nasza pierwsza dziewczynka? I była dziewczynka, a potem po jeszcze druga. Poród to wielkie zadanie, któremu trzeba sprostać, wysiłek, który trzeba podjąć po to, żeby można było wreszcie w nowy sposób spotkać się z tak długo oczekiwanym dzieckiem. To także ważne doświadczenie bólu, który nie sygnalizuje zagrożenia, nie jest destruktywny, bólu, który należy odczytać jako wezwanie do wysiłku, do pracy, bólu, który towarzyszy wyłanianiu się czegoś nowego i przeradza się w radość. To także wielka lekcja koncentracji na dziecku, kiedy to właśnie ono staje się ważniejsze od wszystkiego, kiedy zapomina się o sobie. Sama natura ciała kobiety uczy, jak się zachowywać. Poród to sztuka współpracy z dzieckiem, z własną naturą, ze Stwórcą. Dla mnie szczególnym odkryciem był mój trzeci poród. Dwa pierwsze odbyły się w szpitalu, gdzie położne dokładnie instruowały mnie, jak mam się zachowywać. Mój trzeci syn, Tomek przyszedł na świat nieoczekiwanie, w domu, w czasie kiedy mój mąż pobiegł po taksówkę, żeby zawieźć mnie do szpitala. Okazało się, że sama najlepiej wiem, jak urodzić dziecko i poród był właściwie bezbolesny. Następne dzieci już chciałam rodzić w domu.
Wspaniałym okresem wypełniania roli matki stał się czas karmienia piersią. W inny sposób niż w okresie ciąży, ciało staje się pożywieniem dla dziecka. Może to świętokradztwo, ale karmiąc dziecko, myślałam sobie nieraz, że jestem blisko Jezusa, mówiącego – „Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje”. Matka oddaje wszak dziecku w sposób najbardziej dosłowny część samej siebie. Staje się znakiem bezinteresownego daru, który wpisany jest w jej naturę. Karmienie piersią tworzy wyjątkową więź pomiędzy kobietą a dzieckiem, rozpoczyna szczególnego rodzaju dialog bez słów, w którym uczestniczą wszystkie zmysły – matki i dziecka.
Chcę podkreślić, że doświadczenie ciąży, porodu, karmienia jest dla kobiety właściwym, integralnym doświadczeniem całej jej osoby. Sprowadzanie tego doświadczenia tylko do wymiaru fizycznego jest okaleczaniem i zniekształcaniem go. To doświadczenie całej istoty kobiecej, w wymiarach, których nie należy rozdzielać: fizycznym, psychicznym i duchowym, ma wielkie znaczenie dla pełnionej przez nią roli w rodzinie. Rola matki w rodzinie jest zakorzeniona w tym właśnie niezwykle pięknym okresie bliskiego związku z osobą dziecka wyłaniającą się z całej jej istoty, w okresie przekazywania życia. Doświadczenie to przemieniło także naszą więź małżeńską, wniosło w nią nowy koloryt, nową jakość, nową dojrzałość.
Z biegiem czasu trzeba było oddalić się od tego doświadczenia, zostawiając coraz więcej miejsca dla relacji dziecka z ojcem. Rola matki z rolą ojca powinny spleść się ze sobą jak we wspólnym tańcu. W naszym domu czasem na zmianę z mężem albo z dziadkami, razem z dzieckiem bawiliśmy się klockami, potem samochodami, lalkami, czytaliśmy mu bajki, poprawialiśmy lekcje, woziliśmy na zajęcia dodatkowe, dyskutowaliśmy o poważnych sprawach, doradzaliśmy w życiowych wyborach. Często jednak, zwłaszcza w dużych rodzinach, ojciec przejmuje odpowiedzialność za utrzymanie rodziny. To najczęściej kobieta najbliżej towarzyszy dziecku przez  kolejne etapy jego wzrastania:  niemowlęctwo, okres przedszkolny, szkolny, dojrzewanie, rozpoczynanie własnego życia. Można mówić o jej roli opiekuńczej, edukacyjnej, katechetycznej, wychowawczej, terapeutycznej... Ale faktem jest, że z biegiem czasu rola matki w stosunku do dziecka staje się jakby nieco mniej istotna. I ja musiałam zrozumieć, że to także należy do roli matki – pozostawić miejsce dla innych, zmienić się w przyjaciela, i że niesłychanie ważnym zadaniem kobiety w rodzinie jest łączenie ról. Właśnie ono stanowi o niepowtarzalności każdego rodzinnego układu. Przede wszystkim jest to połączenie roli żony i matki, a nie jest tu łatwo uzyskać zawsze harmonijne współbrzmienie.
W sytuacji urodzin następnego dziecka, drogę towarzyszenia mu podejmowałam od początku, a nieco inaczej. Bo kolejne dziecko było już innym dzieckiem, a ja już nieco inną, może dojrzalszą matką. A wtedy musiałam łączyć kolejne role. W bardzo dużej rodzinie, takiej jak nasza, kobieta towarzyszy w rozwoju jednocześnie kilkorgu dzieciom na różnych etapach ich życia. Wymaga to elastyczności i stałego odpowiadania na potrzeby chwili, kiedy to np. karmienie piersią i dialog z niemowlęciem trzeba połączyć z układaniem puzzli, ćwiczeniem z dzieckiem na skrzypcach, pomocą w zakresie matematyki, powtórką z angielskiego, wysłuchaniem skarg na koleżankę z klasy, z dyskusją o polityce, no i z czasem spędzonym z mężem. Wydaje się to, czy aby niepozornie, niewykonalne? Gdybym teoretycznie chciała poświęcić każdemu z członków mojej rodziny po jednej godzinie, chociażby na wysłuchanie jego problemów, czy refleksji, (a uważam słuchanie za niezmiernie ważny komponent kobiecej roli) upłynęłoby osiem godzin, czyli dzień pracy.
 To niemożliwe do zrealizowania, ale tak jak umiałam starałam się tym zadaniom sprostać. Myślę jednak, że kobieta w rodzinie dużej, częściej niż w małej, spotyka się z doświadczeniem swoich ograniczonych możliwości, swojej niewystarczalności. Jest to doświadczenie, które uczy pokory, cieszenia się tym, co jest, a także otwiera na zawierzenie Bożej Opatrzności.