Pięć milionów singli!

b_240_0_16777215_00_images_numery_5_164_2008_ok.jpgPięć milionów singli!

Teresa Toczewska

 

 

 

Wśród złych wiadomości o wojnach, konfliktach zbrojnych, klęskach żywiołowych i katastrofach, które od świtu do późnych godzin wieczornych docierają do nas, wreszcie otrzymaliśmy „radosnego” newsa – w Polsce jest pięć milionów singli!

Co za radość! Dziennikarze prześcigali się w komplementach pod adresem rodaków. No wreszcie, wreszcie! Po tylu latach pracy u podstaw możemy spojrzeć w oczy nowoczesnej Europie! Skończyliśmy z przesądami, odrzuciliśmy tradycję, wywołujący u niektórych opresję patriarchat!

„Młode, wykształcone Polki coraz częściej wybierają życie w pojedynkę. Oznacza to, że przestały już się bać ostracyzmu otoczenia za to, że nie wyszły za mąż czy w «odpowiednim» czasie nie urodziły dziecka” – zachłystywała się w ogólnopolskim dzienniku znana dziennikarka. Tytuł felietonu: „Singlowanie kobiet to znak, że Polki wyszły z buszu”. Żeby nie było wątpliwości pani redaktor dodaje: te samotne mają partnerów i, jeśli zechcą, rodzą dzieci. Ale wszystko dzieje się wyłącznie na ich warunkach.

Co do buszu, entuzjastka samotnego życia ma rację – nawet najbardziej prymitywne kultury ustalały normy i prawa, na podstawie których mężczyzna i kobieta łączyli się w pary, by wspólnie pracować, rodzić i wychowywać dzieci. Nawet w buszu tak było, a że dziś jest inaczej...

Ta spowodowana ideologiczną bezmyślnością euforia entuzjastów „nowoczesności” nie powinna dziwić. Już całe pokolenie kobiet zostało wychowane w wolnej Polsce, już prawie dwadzieścia lat jest poddawane nieubłaganej obróbce przez kolorowe pisma i media elektroniczne, w których słowo „samorealizacja” jawi się kluczem do krainy absolutnej szczęśliwości. Jak widać, skutecznie. Znaczna część społeczeństwa żyje w oparach bezmyślności, bezkrytycznie przyjmuje wszystko, co podsuwają medialne autorytety. Na samodzielne myślenie i krytycyzm rzadko jest miejsce. Tak więc zbliżamy się do Edenu, choć są pewne cienie...

Być może nie jest jednak aż tak radośnie i „singlowanie” ma drugą, ciemną stronę medalu?

W komentarzu do informacji o singlach znany psycholog stwierdza, że życie w pojedynkę to efekt niedojrzałości mężczyzn. Kobiety boją się wiązać na stałe z Piotrusiami Panami, gdyż boją się rozczarowania i zranień. Nie chcą cierpieć z powodu nieodpowiedzialnych chłopców, których nikt nie wychował do bycia mężczyzną. Nie chcą obarczać się podwójną odpowiedzialnością – za siebie i „partnera”. Może więc samotne życie nie jest świadomym i radosnym wyborem, a wyborem mniejszego zła, efektem chłodnej kalkulacji, by samotność mniej bolała?

W tym samym numerze dziennika, który zamieścił pean na cześć życia w pojedynkę, znany socjolog prof. Janusz Czapińśki podsumowuje wyniki badań z ostatnich dwóch lat – dzieci, wychowywane przez samotne matki są potencjalnie obarczone dużo większym ryzykiem wykolejenia niż ich rówieśnicy. Podobne są wyniki dziesiątków badań amerykańskich, przeprowadzonych także wśród osób, które popadły w konflikt z prawem; polskie potwierdzają znany już pewnik, skrzętnie ukrywany przez ideologów samorealizacji. 

Także demografowie biją na alarm: społeczeństwa się starzeją, grozi więc załamanie się systemu emerytalnego. W takich, głęboko niepokojących sytuacjach Scarlett O’Hara z „Przeminęło z wiatrem” mawiała: Będę się martwić tym jutro. Jej prawnuczki, choć postępowe, nie są bardziej roztropne. Gdyż „jutro”, w przyszłości, może zostać zniszczona solidarność pokoleń i mogą wybuchnąć niewyobrażalne konflikty społeczne.

Te same kolorowe pisma, które uczą skupienia wyłącznie na swojej urodzie, wyglądzie, sposobie odpoczywania, jedzenia, jeżdżenia po świecie, drukują nieraz przejmujące listy singielek, że coś w ich życiu jest nie tak. Mimo że wyszły już z buszu, nie są w stanie samotnie przeżyć weekendu, a perspektywa świąt je przeraża. A ponieważ w ich „księgach mądrości życiowej” nie ma wskazania, by nie tylko dbać o gładką cerę, ale robić coś dobrego dla innych, coś komuś dać z siebie – popadają w depresję.

Pięć milionów singli... Gdy analizuje się ten „radosny” fakt, z łatwością można dostrzec, że tak naprawdę kryje on w sobie jakże często historie samotności, niedojrzałości, niemożności kochania, kalkulacji i egoizmu, dramaty rzesz niedojrzałych ludzi, którym nikt nie powiedział, jaką wartością jest rodzina, jakim szczęściem jej posiadanie, jakim dobrem kroczenie wspólną, choć nie pozbawioną krzyża drogą. I że warto w imię ratowania tego szczęścia brać go na ramiona – i nieść.