Klauzura spod Łysicy

W Światowy Dzień Życia Konsekrowanego

 

b_240_0_16777215_00_images_numery_2_161_2008_ok.jpgKlauzura spod Łysicy

Agnieszka Dziarmaga

           

Kiedyś, gdy kwitło tutaj pogaństwo, pewnie tak samo szumiała dostojna Puszcza Jodłowa. W lutowe zmierzchy i świty skrzyp potężnych konarów i pohukiwania sowy słychać także za kratą, u podłysickich mniszek. Daleko od zgiełku świata, jakby na skraju ciszy, mniszki w brązowych habitach wciąż modlą się o ten pędzący gdzieś obok nich świat. Ten sam, który w postaci intencji i próśb o modlitwę często, coraz częściej puka do klasztornej furty; ten sam, który „tylko w kościele u sióstr” chce brać śluby i chrzcić potomstwo, ten sam, który dobrowolne usunięcie się za kratę uważa za czyn irracjonalny.

Ktoś pięknie powiedział, iż świat im bardziej nie rozumie tego rodzaju życia, tym bardziej go potrzebuje...

 

Wybór większej miłości

Bo właśnie tym jest zawsze decyzja wstąpienia do zakonu klauzurowego. Nigdy ucieczką, odrzuceniem (tego rodzaju pomyłki weryfikuje najczęściej czas postulatu). W klasztorze w Świętej Katarzynie, pamiętającym jeszcze czasy pierwszych Jagiellonów, żyje 31 sióstr. To trzeci pod względem liczebności dom bernardynek w Polsce. Bernardynki, czyli Mniszki Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu – posługują wyłącznie w Polsce. Obowiązująca klauzura konstytucyjna nakłada na to skromne, pracowite i przemodlone życie określone reguły.

Przychodzisz tutaj, pod Łysicę i wiesz, że pozostaniesz już do śmierci. Musisz się poddać rygorom, dyscyplinie modlitwy, wytrzymać ciężką pracę. Nie wiesz nic, albo zgoła niewiele o zwariowanym tempie życia za klasztornym murem, zamknięte dla ciebie drzwi kariery, nawet tej w obrębie kościelnych struktur. Co w zamian? Wielka, niewyrażalna w słowach łaska obcowania z Jezusem, budowania tej jedynej w swoim rodzaju relacji z Bogiem i coraz pełniejszego uczestnictwa w Jego wielkiej miłości. Dla mnie to szkoła prawdziwej miłości, której za mało było mi wśród ludzi – wyjaśnia matka przełożona, s. Faustyna Perchel. – Życie światowe bywa zbyt wąską przestrzenią, aby w pełni oddawać się Bogu – dodaje s. Klara Strojek, mistrzyni nowicjatu i organistka. A powołanie? Pozostaje na zawsze łaską i tajemnicą.

 

Mniszki na... traktorze

Oddalone od świata, znają przecież jego zawiłe sprawy. Ludzie częściej niż niegdyś pukają do klasztornej furty, piszą listy, telefonują z prośbą o modlitwę. Skupia się w nich jak w soczewce ten cały świat, który każda z nich zostawiła. Do tego są jeszcze wciąż nowe intencje Kościoła, Ojca Świętego, Ojczyzny. Obcują jakby trochę ze światem poprzez kościół klasztorny pw. św. Katarzyny, w którym modlą się parafianie i turyści (od wiosny do jesieni jest też mnóstwo przyjezdnych, którzy stąd wyruszają na szlak). Siostry przypatrują się im z klauzurowego chóru. Są organistkami, zakrystiankami, dbają o kwiaty i bieliznę kościelną, starają się sprostać zainteresowaniu ze strony turystów. W świecie mniszki są także jakoś obecne poprzez owoce swojej pracy: słynne na całą Polskę hafty, kwiaty z ogrodu, sad i warzywniak obdarzające mnóstwem plonów, przerabianych potem w klasztornej kuchni, miody z własnej pasieki. Ponoć turyści spacerujący po Świętej Katarzynie z zachwytem oglądali główki kapusty, hodowane w klasztornym ogrodzie i głośno dyskutowali, jak osiągnąć taki plon... („poprzez miłość”, miał odpowiedzieć im kapelan). Jest to obecnie gospodarstwo na własne potrzeby, choć jeszcze do lat 80. funkcjonowała szklarnia z pomidorami i nowalijkami. Siostry umieją podzielić się tym, co mają, a na zsiadłe mleko, placki ziemniaczane i świeże powietrze zapraszają się do bernardynek naprawdę ważne kościelne persony...

            Nie lada atrakcją dla wyruszających na Łysicę turystów jest widok sióstr grabiących jesienne liście albo siano na klasztornej łące, czy jeżdżących traktorem. Można to zobaczyć zaledwie dzień – dwa w roku. Bo one naprawdę żyją poza światem. Wyjątkiem są konsultacje u lekarzy specjalistów, obowiązki wynikłe z dokształcania, pogrzeb któregoś z rodziców lub rodzeństwa.

 

Głosy ciszy

Pobudka jest o piątej rano, w 20 minut później siostry gromadzą się w kaplicy na porannej modlitwie. Modlą się liturgią godzin i modlitwą myślną. Po półgodzinnej przerwie – Msza św., którą dla sióstr odprawia ksiądz kapelan. Po śniadaniu mniszki rozchodzą się do swoich prac. Jakie to prace? W pralni, prasowalni, w kuchni, na furcie i w zakrystii, w infirmerii, ogrodzie, sadzie, gospodarstwie, przy hafcie i w sekretariacie. Praca trwa do 11.45. W południe znowu spotkanie na modlitwie. Odmawia się Anioł Pański, liturgię godzin, koronkę do Miłosierdzia Bożego, intencje danego dnia. Od 12 do 12.30. siostry spożywają w milczeniu obiad (milczenie znoszą tylko święta kościelne lub imieniny którejś z sióstr). A potem poobiednie prace do ok. 16.15.

Już o 16.30 siostry gromadzą się na nieszpory i półgodzinną medytację, o 17.30 jest kolacja, zaś o 18.00 – nabożeństwo z modlitwą różańcową lub Msza św. w kościele. Kompleta – modlitwa na zakończenie dnia trwa mniej więcej do godz. 19.00. Wszelkie zajęcia indywidualne kończą się o 21.00. i nad wspólnotą klauzurową zapada cisza nocna.

Od kilku lat w ten cykl siostry włączyły codzienną, godzinną, indywidualną adorację Najświętszego Sakramentu. Raz w miesiącu, w rocznicę przybycia mniszek do świętej Katarzyny (18 lipca 1815 r.) jest specjalna modlitwa z kolejnymi tajemnicami różańcowymi. Regularnie odmawiają też nowennę, stanowiącą kilkuletnie solenne przygotowanie do jubileuszu 200-lecia. Dużo tej modlitwy...

Matka Faustyna: „Trzymamy nasz modlitewny pion, nie może go zakłócić np. postęp cywilizacji. Oczywiście wspólnota korzysta, dzięki umiejętnościom jednej z nas, z Internetu – w miarę potrzeby i w niezbędnych dziedzinach, ale modlitwa i cisza są nam niezbędne”.

W głębi serca każdy z nas zazdrościć może siostrom tego czasu wygospodarowanego na modlitwę, szansy na spojrzenie w głąb siebie, ogrodu, gdzie w lutym potrafią zakwitnąć fiołki i pióropusze jukki wyciągają się do nieba, zdrowej kuchni, normalnego czasu pracy, odpoczynku snu. I ciszy. Bo w ciszy słychać najlepiej...

Między historią i legendą

Wacławek z rozkoszą zanurzył dłonie w źródle. Miły spokój, ochłoda spłynęły do każdej komórki udręczonego wędrowaniem ciała. Tyle to już miesięcy, gdy porzucił Jagiełłowe szeregi i z drewnianym mieczem u boku wędrował ku swemu przeznaczeniu. Co tam splendory, co łaska królewska, skoro coś wyrywa się z duszy – ku ciszy, ku samotności, ku sam na sam z Najwyższym. Nad łagodnym zalesionym wzgórzem dzień tajemniczo przemieniał się w noc. Szmer źródełka sączył w duszę dawno nie zaznany spokój. Nad liściastym posłaniem rycerza z drewnianym mieczem zahukała sowa. We śnie – czy na jawie – Wacławek usłyszał wdzięczny głos kościelnej sygnaturki...

Tyle legendarna misja Wacławka, która legła u źródeł historii Świętej Katarzyny. Eks-rycerz miał z pomocą bernardynów wznieść kościół dla figurki św. Katarzyny, którą przywiózł z Ziemi Świętej (niestety do czasów obecnych zachowała się tylko kopia). Kościół i klasztor bernardynów erygował bp Jan Rzeszewski w 1478 roku. Zabudowania niejednokrotnie doświadczały pożary – plaga tamtych czasów, tak więc uległy one przebudowie.

Dekretem bpa de Boża Wola Górskiego z 1815 r. klasztor i kościół został nadany bernardynkom z Drzewicy. Pomimo kolejnych dotkliwych pożóg mniszki nie opuściły nowej siedziby, odbudowując klasztor z kościołem, utrzymany dzisiaj w estetyce prostoty franciszkańskiej.

Kapelani sióstr i rektorzy w Świętej Katarzynie - księża diecezji kieleckiej, zawsze troszczyli się o parafialne, jak i skierowane ku turystom duszpasterstwo. Funkcję rektora pełni obecnie ks. Wiesław Chęcina, kapelanem jest ks. Zygmunt Nocoń.