Pisanki mojej koleżanki

b_240_0_16777215_00_images_numery_4_173_2009.jpgPisanki mojej koleżanki

Ewa Babuchowska

 

 

Anielka jest moją koleżanką z ławy szkolnej. Nie ma tu żadnej przenośni. To znaczy… przeniesiona zostałam ja, do ławki z Anielą. Za chichotanie na lekcji. Przy Anielce miałam się poprawić. Tak zdecydował nasz profesor, geograf. Było to w drugiej klasie licealnej (wtedy mówiło się „klasa IX”).  Aniela nosiła biały kołnierzyk i orzechowy warkocz. Była powściągliwa, patrzyła poważnie zielonymi oczami. Wkrótce okazało się, że obie lubimy rysować. Aniela, poproszona przez koleżanki, cienko zaostrzonym ołówkiem rysowała w dziewczęcych pamiętnikach delikatne i misterne bukiety kwiatów.

W ubiegłym roku spotkałyśmy się – na fali modnych zjazdów „naszej klasy” – po raz pierwszy od matury, czyli od ponad czterdziestu lat. W chwili wspomnień każdy miał czas na opowieść o sobie. Ktoś spytał Anielkę, czy jeszcze rysuje.  – Tak – roześmiała się – robię pisanki.

Okazało się potem, że jest też zamiłowaną podróżniczką.

           

Jak Aniela została twórczynią ludową…

Jawornik Polski, gdzie Aniela urodziła się i mieszka nadal, jest malowniczą wsią podkarpacką, na Pogórzu Dynowskim, położoną wśród wzgórz i lasów, gdzie jeszcze dzisiaj rosną jawory. Latem można tam dojechać wąskotorową turystyczną kolejką relacji Przeworsk-Dynów lub zawędrować niebieskim szlakiem z Dynowa. Jawornik Polski to dawne średniowieczne miasteczko w pobliżu starego traktu handlowego; należał do Kmitów-Szereniawitów i Stadnickich. Prawa miejskie stracił pod koniec XIX wieku. Słynął z syconych miodów. Jeszcze teraz mieszka tam wielu pszczelarzy.

Kiedy Aniela (z domu Kądziołka, po mężu Warchoł) skończyła edukację, osiadła w „dobrach rodzinnych” w Jaworniku. Jako nauczycielka zajęć praktycznych i wychowania plastycznego uczyła w swojej dawnej szkole. Przed Wielkanocą pokazywała trójce swoich dzieci  i uczniom, jak się robi tradycyjne pisanki. Koleżankom w pracy  podobały się bardzo.

– Namówiły mnie w końcu – opowiada – żeby wziąć udział w kiermaszu przedświątecznym w Przemyślu. Nasz babski zespół ludowy dostał zaproszenie. Miałam tylko trzydzieści pisanek, ot takich sobie… Byli tam młodzi artyści ze szkoły plastycznej w Jarosławiu, mieli piękne pisanki: malowaną na strusich jajach Mękę Pańską. Przywieziono pisanki ukraińskie i słowackie, a nawet huculskie. Moje – były ekologiczne, bo używałam barwników naturalnych. Koleżanki wystrojone w stroje ludowe śpiewały, a ja skrobałam moje pisanki skalpelem chirurgicznym. Dzieci mnie otoczyły, przyglądały się, pytały. To wszystko spodobało się  redaktorowi „Życia Podkarpackiego” i napisał o mnie artykuł.

Na koniec kiermaszu Aniela dostała wyróżnienie, a zespół ludowy pochwałę, że ma takiego „ludowego twórcę”.

           

 Niezamierzona pierwsza prezentacja

– Pisanki towarzyszyły mi od dzieciństwa – wspomina moja koleżanka. Moja babcia i ciocia skrobały pisanki we wzorki roślinne. Podglądałam ich pracę i też próbowałam. U nas było tak, że święconkę (kiełbasę, chleb, biały ser, masło, jaja gotowane, sól i chrzan)przynosiły w koszu gospodynie. Chłopcy nieśli na rękach pieczonego z ciasta baranka, takiego dużego. Mnie babcia z ciocią włożyły do koszyczka pisanki, przykryły białą serwetką ozdobioną zieloną gałązką i poszłam pierwszy raz święcić. Byłam mała, a próg w kościele wysoki. Potknęłam się i pisanki poturlały się po kościele. To była pierwsza, niezamierzona prezentacja moich pisanek… Wracałam z płaczem, bo pisanki były potłuczone, a ciocia zagniewana.

W centralnej części Jawornika, gdzie mieszka Aniela, na tzw. Dolnym Końcu czy Pasterniku pisanki barwiono w wywarze z łupin cebuli, żyta, kory dębu. Cebula daje odcienie od złotego ugru po sienę, żyto – zielenie, kora dębu – czerń. Kolor czerwony można uzyskać z buraka ćwikłowego, fioletowy z fiołków, w praktyce jednak pomagano sobie namoczoną kolorową bibułą. Na ubarwionych jajkach wyskrobywano wiosenne kwiaty lub figurki zwierząt.           

– W przysiółku Jawornika, zwanym Bazary, skąd pochodził mój tato – mówi artystka – wzory pisano pszczelim woskiem. Miały kształt kolisty, w środku kropkę, a dokoła, jak w sztucznych ogniach, dwa, trzy rzędy przecinków prostych albo takich zakręconych. Mogły być czarno-białe, bywały też trzy-  i czterokolorowe. Malowano je nieraz na końcu czarnym tuszem. Powierzchnia jajek nie była dzielona na części. Umieszczano tyle „wiatraczków”, ile się zmieściło.

Różnorodność technik może mieć związek z wielością grup etnicznych tego pogranicznego obszaru.  W Jaworniku stoi kościół rzymskokatolicki, a w sąsiednich Hadlach  już cerkiew. Tu niegdyś Ruś Halicka graniczyła z Rusią Czerwoną. Na tych terenach pozostał cały ciąg pięknych miejscowości leżących w pobliżu starych szlaków, z fascynującą historią.  

           

Kto pierwszy podróżował?

Najpierw zaczęła się przygoda krajoznawcza Anieli, potem dopiero w świat wyruszyły jej pisanki. Zdarzyło się bowiem, że pewnego dnia do szkoły w Jaworniku przybył jako inspektor wspomniany wcześniej licealny nauczyciel geografii. Rozpoznał w Anieli swoją grzeczną i pilną uczennicę i namówił ją, by zaczęła studiować. Finałem studiów na Uniwersytecie im. M.Curie-Skłodowskiej w Lublinie była praca magisterska „Zarys fizjograficzny gminy Jawornik Polski”. Dodatkowym skutkiem – podróże. Z klubem geografów Aniela zwiedziła kawał Polski oraz sąsiednie kraje. Rozsmakowała się w turystyce, więc prywatnie zwiedziła część krajów śródziemnomorskich.

Co do wyprawy w Andy to już historia familijna, wzruszająca. Ciocia Anieli, przedwojenna emigrantka w Argentynie, zapragnęła mieć na swojej mogile garstkę ziemi z rodzinnego Jawornika. To życzenie spełniła jej córka. Kuzynka Marianna po przyjeździe do matczynej ojczyzny zatrzymała się w jawornickim domu Anieli i Franciszka. Potem przyszedł czas na rewizytę, a wraz z nią wyprawy do Argentyny (wtedy „pokonywały” Andy), Brazylii i Paragwaju. Nic dziwnego, że pisanki Anieli znalazły się potem na drugiej półkuli.

 Podróże pisanek do Niemiec i Francji były rezultatem pewnego zjazdu rodzinnego. Organizujący to spotkanie znajomy pan (kiedy był w szpitalu, obdarowała go Aniela pisankami), zamówił u niej  siedemdziesiąt miniaturowych rękodzieł. Powędrowały one potem z członkami jego rodziny za granicę. Wnet przyszły dalsze zamówienia.

Od tego czasu Anielka robi pisanki z wydmuszek.

– Dlaczego? – pytam.

– Nie z oszczędności, ale ze względów praktycznych – odpowiada. – Jajka białe, odpowiednie do malowania, mają cienką skorupkę i skalpel czasem ją przecina. Tak było, kiedy robiłam siedemdziesiąt sztuk. Trwało to trzy miesiące. Wtedy część gotowych pisanek musiałam wyrzucić, bo było je czuć. Wydmuszki, choć delikatne, są pod tym względem bezpieczne.

 

Co dalej z pisankami…

Kruche cudeńka Anielki trafiły także do Norwegii. Tam pracuje Piotr, jeden z synów. Podczas odwiedzin Aniela poznała Norwegię.

Drugi syn, Grzegorz i córka Marta wraz z rodzinami mieszkają w pobliżu. Podobnie  Barbara, żona Piotra, z trójką wnuków. Córka Anieli również uczy w szkole, w Jaworniku Polskim. Robi z młodzieżą tradycyjne pisanki  ( pisane woskiem), ale  stosuje także inne techniki, takie jak oklejanie koralikami, liśćmi, suszonymi roślinami itp.

Aniela urozmaica swoje sposoby barwienia. Przydaje nieraz kolorów swoim skrobanym pisankom przez podmalowywanie flamastrem. Niektóre jajka maluje plakatówkami; przed rozmazywaniem chroni kolor bezbarwnym lakierem do paznokci. Ma już kłopoty ze wzrokiem.  Wśród ośmiorga wnucząt Anieli i Franciszka są tylko dwie dziewczynki. Czy zwyczaj pisania i skrobania jajek wielkanocnych zostanie zapomniany? Miejmy nadzieję, że tradycja nie zaginie!