Paryskie zamyślenia
Dobromiła Salik
Bazylika Matki Bożej Zwycięskiej
W życiu św. Teresy od Dzieciątka Jezus była pewna ważna noc. Noc Bożego Narodzenia. Miała wówczas 14 lat. Tej nocy doświadczyła wyjątkowej łaski. Jak sama opisała to doświadczenie, z rozkapryszonego dziecka w jednej chwili stała się dojrzałą chrześcijanką. Do dziś odwiedzający Lisieux wspominają ten ważny moment życia świętej, gdy stają przy zachowanym świadku zdarzenia: kominku w jej rodzinnym domu w Buissonnets. Teraz – gdy zbliża się Noc Bożego Narodzenia – ten kominek jak symbol pojawia się w mojej pamięci. Ale o nim, szerzej, innym razem.
Łaska adoracji
Dziś chciałabym przywołać jeden z paryskich śladów św. Teresy. Trafiłam na niego jakby przypadkowo – chociaż trudno chyba mówić o przypadku, skoro więź ze świętą jest żywa i droga sercu. Od zaprzyjaźnionej benedyktynki dowiedziałam się podczas mojego niedawnego pobytu w stolicy Francji, że w paryskiej bazylice Notre-Dame des Victoires – Matki Bożej Zwycięskiej będzie okazja adoracji relikwii błogosławionych rodziców św. Teresy: Zelii i Ludwika Martin.
Pojechałam do poleconego mi kościoła. W drzwiach powitał mnie plakat z podobizną wyniesionych na ołtarze małżonków. W bocznej nawie duża fotografia św. Teresy oraz informacje na temat jej rodziców – w przyszłości ma tu powstać kaplica im poświęcona, a kościół stanie się paryskim sanktuarium całej trójki.
Zbliżyłam się do prezbiterium. Zobaczyłam relikwiarz ozdobiony kwiatami. Przy nim „trzymały straż” dwie osoby. Przed nim zaś, podobny do muzułmanów odmawiających swoje modlitwy, skulony, z głową na posadzce, przez dobry kwadrans trwał w bezruchu młody mężczyzna. W ławkach kilka zaledwie osób. Ogarnięta atmosferą panującego tu pokoju, i ja bez trudności zanurzyłam się w modlitwie i z ufnością poleciłam Bogu za wstawiennictwem Ludwika i Zelii swoje własne małżeństwo i rodzinę oraz bliskie mi osoby, a zwłaszcza małżonków oraz kapłanów, których i Teresa, i jej rodzice, tak bardzo ukochali.
Młody człowiek wstał, a ja podziękowałam mu w duchu za przykład pokornej modlitwy. Później odbyła się „zmiana warty” przy relikwiach. Dotychczasowi „strażnicy” jeszcze chwilę się modlili, teraz już obok siebie, i wtedy zorientowałam się, że to małżonkowie.
Wychodząc, szczęśliwa, że dane mi było spędzić tych kilkadziesiąt minut w tak niezwykłym towarzystwie, sięgnęłam po parafialną gazetkę i z niej dowiedziałam się więcej o tym miejscu.
Mały raj na ziemi
Błogosławieni, Ludwik i Zelia, rodzice św. Tereski, czasowo przebywali w stolicy Francji. Tutaj także się modlili. Miejscem, które naznaczyło życie obojga – chociaż jeszcze się nie znali – była właśnie bazylika Matki Bożej Zwycięskiej.
To w Paryżu Ludwik Martin sfinalizował naukę zawodu zegarmistrza. Wobec pokus, które czyhały i w tamtych czasach na młodego człowieka w stolicy, powierzył się opiece Maryi i właśnie do sanktuarium Matki Bożej Zwycięskiej najchętniej udawał się na modlitwę. Później, w 1863 r., napisze do swej małżonki: „Miałem to szczęście, że mogłem przyjąć Komunię św. w kościele Matki Bożej Zwycięskiej, który jest jakby małym rajem na ziemi. Zapaliłem też świeczkę w intencji całej naszej rodziny”.
Zelia z kolei uczyła się koronkarstwa w Alençon i powierzała się Matce Bożej Zwycięskiej przy jej figurze, znajdującej się w kościele św. Leonarda. Miała wielkie nabożeństwo do Maryi – Ucieczki grzeszników, o czym świadczą liczne listy. Tak pisała do swego brata, również w 1863 r.: „Jeśli zechciałbyś zrobić dla mnie tylko jedną rzecz, o której zaraz Ci powiem, byłabym bardziej szczęśliwa, niż gdybyś mi przysłał cały Paryż! Otóż… mieszkasz bardzo blisko Matki Bożej Zwycięskiej. A więc tak: zaglądaj tam choć raz dziennie na krótkie »Zdrowaś Maryjo«, skierowane do Najświętszej Panny”. I jeszcze rok później: „Chcesz sprawić mi radość? Kiedy będziesz szedł do pani D., wstąp do Matki Bożej Zwycięskiej i zapal ode mnie świeczkę; oddasz mi w ten sposób przysługę”.
Miłość małżonków i rodziców
Ludwik Martin urodził się w Bordeaux 22 marca 1823 r. W 1843 r. poznał w Szwajcarii zgromadzenie bernardynów i dwa lata później postanowił do niego wstąpić, jednak przełożeni poradzili, by odczekał jakiś czas, oraz zachęcali do nauki łaciny. Łacina okazała się dla niego jednak zbyt trudna. Ludwik postanowił wyjechać do Paryża, gdzie kilka lat przygotowywał się do wykonywania zawodu zegarmistrza. Od roku 1850 mieszkał z rodzicami w Alençon, wiodąc życie spokojne, samotnicze i skupione. Matka martwiła się trochę o jego przyszłość. W mieście zwróciła jej uwagę młoda, wartościowa kobieta: Zelia Guérin. Jednak pierwsze spotkanie młodych ludzi odbyło się bez ingerencji kogokolwiek – jeśli mówimy jedynie o zabiegach ludzkich, a nie o Opatrzności, która pokierowała krokami przyszłych błogosławionych małżonków.
Zelia Guérin przyszła na świat 23 grudnia 1831 r. w Saint-Denis-sur-Sarthon. I jej pragnieniem było poświęcenie się Bogu, ale przełożeni klasztoru, do którego się zwróciła, stwierdzili, że nie ma powołania zakonnego. Tak więc i ona zajęła się pracą zawodową. Założyła wraz z siostrą firmę koronczarską – organizowała pracę i dostarczała towary sprzedawcom. Sama też wykonywała koronki; owoc jej pracy został nawet doceniony w Paryżu, gdzie firma sprzedawała swoje wyroby – Zelia otrzymała specjalny medal za wysoką jakość swoich dzieł.
Pewnego dnia, wiosną 1858 r., przechodząc przez most w Alençon, Zelia po raz pierwszy zobaczyła Ludwika. Kiedy mijał ją, wewnętrzny głos powiedział jej: „To jego przygotowałem dla ciebie!”. Ludwik miał wtedy 35 lat, Zelia 27. Wkrótce poznali się i w trzy miesiące później, 13 VII 1858 r., o północy – zgodnie z ówczesnym zwyczajem – pobrali w bazylice Najświętszej Maryi Panny w Alençon.
Obydwoje przenikało pragnienie życia dla Boga. Sakrament, którego sobie udzielili, był dla nich rzeczywistością tak wzniosłą, że zdecydowali się żyć jak brat z siostrą – takie było też wówczas pojmowanie doskonałości. Po dziewięciu miesiącach spowiednik przekonał ich jednak, że powinni stanowić jedno ciało. Zdecydowali się na ten krok jak Tobiasz i Sara – z wzajemnym szacunkiem połączonym z duchem modlitwy i pragnieniem, by ofiarować Kościołowi nowych świętych. Pragnienie to zaowocowało dziewięciorgiem dzieci, z których czworo bardzo szybko odeszło do nieba, a pięć córek odpowiedziało na powołanie zakonne – wśród nich najmłodsza, Teresa – jedna z największych świętych w historii Kościoła.
Z listów małżonków można wyczytać łączącą ich wielką miłość. Wszystkie listy Zelii ukazują kobietę subtelną i delikatną, a zarazem energiczną i konkretną. Kiedy Ludwik musiał wyjechać, Zelia pisała, oczekując jego powrotu: „Jestem dziś tak szczęśliwa na myśl, że wkrótce Cię zobaczę; nie mogę nawet pracować! Twoja żona, która kocha Cię bardziej niż swoje życie”. Swemu bratu zaś wyzna: „Mój mąż to święty człowiek, życzyłabym każdej kobiecie takiego męża”.
Ludwik natomiast był bardziej oszczędny w słowach, ale również potrafił wyrazić swą tęsknotę za żoną: „Czas dłuży mi się, nie mogę się doczekać, kiedy znajdę się blisko Ciebie”.
Można się domyślić, jak wielkim bólem napełniały serca rodziców straty kolejnych dzieci. W 1870 r. Zelia pisała: „Z każdą kolejną żałobą mam wrażenie, że jeszcze bardziej kocham to dziecko, które tracę”.
Były też inne cierpienia – czuwanie Zelii przy chorym ojcu czy trudy dnia codziennego. „Nie wiem, gdzie włożyć ręce – pisała. – Jestem na nogach od 4.30 aż do 11 wieczorem”.
A później przyszła choroba – nieubłagany rak. Śmierć ukochanej żony (28 sierpnia 1877 r.) była dla Ludwika ogromnym ciosem. Po latach być może odbiła się na jego zdrowiu; umierał sparaliżowany i pozbawiony zmysłów, otoczony jednak miłością i troską swych córek i dalszej rodziny.
Dlaczego to miejsce?
Tak rysują się w dużym skrócie dzieje błogosławionych małżonków. Powróćmy jednak do Matki Bożej Zwycięskiej.
Po śmierci żony Ludwik Martin zamieszkał wraz ze swymi pięcioma córkami w Lisieux – najpierw w domu wuja Izydora, a później w posiadłości Buissonnets. Najmłodsza Teresa najbardziej dotkliwie odczuła śmierć matki, a także odejście z domu do Karmelu ukochanej siostry Pauliny. Zapadała coraz częściej na zdrowiu. Była bardzo wrażliwym dzieckiem i każde przeżycie czy niepowodzenie wpędzało ją w kolejną chorobę. Tak było od grudnia 1882 do wiosny 1883 r. Lekarz wypisał diagnozę: „Dziecko reaguje atakami nerwowymi na frustrację uczuciową”. Cała rodzina zmobilizowała się i modliła gorliwie o uzdrowienie Tereski. Wtedy to Ludwik zamówił w paryskim sanktuarium Matki Bożej Zwycięskiej nowennę Mszy świętych. 13 maja 1883 r., w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, a zarazem w ostatnim dniu nowenny, Teresa spojrzała na figurę Maryi, czczoną w jej rodzinie, stojącą przy jej łóżku, i dostrzegła na twarzy Maryi uśmiech. Tak opowie o tym zdarzeniu: „Nagle Maryja wydała mi się piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam czegoś czy kogoś piękniejszego; jej twarz tchnęła dobrocią i niewysłowioną czułością, ale tym, co przejęło mnie do głębi duszy, był ujmujący uśmiech Najświętszej Panny”.
Teresa została uzdrowiona. Ale będzie musiała przekonywać samą siebie, że uśmiech Maryi nie był złudzeniem spowodowanym chorobą. Wątpliwości na ten temat znikną dopiero cztery lata później, 13 maja, w Paryżu, w bazylice Matki Bożej Zwycięskiej, kiedy w pielgrzymkowej drodze do Rzymu, wraz z ojcem, 14-letnia Teresa będzie dziękowała przed statuą Matki Bożej za uzdrowienie z i powierzała swoją przyszłość, a zwłaszcza pragnienie wstąpienia do Karmelu. Uzyska więc tutaj, w Paryżu, kolejną łaskę – wewnętrznego pokoju.
Małżonkowie Ludwik i Zelia Martin zostali beatyfikowani 19 października 2008 r. w Lisieux, w bazylice, której patronką jest ich córka! Czyż to nie wspaniałe? W Paryżu dowiedziałam się, że ich święto zostało wyznaczone na 12 lipca. Ten dzień będzie dla mnie podwójnie ważny – tak się składa, że w tym dniu się urodziłam.
Paryżu! Jakim bogatym i ujmującym jesteś miastem! Świętym miastem, kryjącym tyle śladów potęgi – i dominacji! – ducha nad materią.