Cyprian Kamil Norwid

b_240_0_16777215_00_images_numery_9_(197)_2011_okl.jpgCyprian Kamil Norwid

Chrześcijanin, katolik, członek Kościoła...

 

Tomasz Korpysz

 

 

            Jedna z najczęściej powtarzanych opinii o Cyprianie Norwidzie podkreśla, że był on człowiekiem autentycznej, głębokiej wiary, która nie tylko organizowała jego życie, lecz także bardzo wyraźnie wpłynęła na kształt całej jego twórczości. Teza o religijności Norwida, w przeszłości niekiedy przemilczana lub wręcz kwestionowana, dziś jest bezdyskusyjna. Bliższe zapoznanie się z Norwidowską spuścizną rozwiewa wszelkie wątpliwości. Warto przyjrzeć się kilkunastu wypowiedziom poety, w których wprost pisze on o sobie jako o katoliku, chrześcijaninie czy członku Kościoła.

            Uderzające jest to, że Norwid bardzo rzadko używa słów „katolik”, „katolicki”, „katolicyzm” itp. w odniesieniu do samego siebie. Wprawdzie w roku 1860 w polemice z głosami krytykującymi Byrona stwierdza: Ja zaś od papieża większym nie jestem katolikiem, a jedenaście lat później tłumaczy, że protestował przeciwko obaleniu kolumny Vendome jako emigrant – katolik – sztukmistrz, a w jednym z listów z 1868 r. stwierdza nawet: mam zaszczyt być katolikiem, ale określenia takie należą do wyjątków. Nie wyjaśnia takiego stanu rzeczy fakt, że krytykowanych przez siebie ciasnych, fałszywych, jedynie deklaratywnych wyznawców Chrystusa ironicznie nazwał w jednym z wierszy katolikami szanownymi. Przytoczmy zatem jeszcze jeden cytat z listu poety: my jesteśmy chrześcijanie, kiedy jeszcze leżymy w kolebkach, bo woda chrztu nas utwierdza... zaś jesteśmy katolikami nauczywszy się katechizmu i przystępowania do sakramentu. Jest więc rzeczą jasną, żemy zawsze starsi chrześcijanie niż katechiści. Zdanie to ukazuje ważny nurt religijnej i antropologicznej refleksji Norwida, który uważał się przede wszystkim za chrześcijanina, dopiero zaś w drugiej kolejności za katolika, podobnie jak czuł się w pierwszym rzędzie człowiekiem, w drugim zaś Polakiem. Chrześcijaństwo pierwszych wieków, chrześcijaństwo naznaczone męczeństwem heroicznych wyznawców, chrześcijaństwo jeszcze niepodzielone, oddychające „dwoma płucami” było ideałem poety, do niego tęsknił i o nim wielokrotnie pisał. Norwid nie chciał się zamykać w granicy jednej konfesji, marzył o prawdziwej wspólnocie wszystkich wyznawców Chrystusa, a o wielkiej schizmie pisał jednoznacznie negatywnie, jako o nieszczęściu Kościoła. W tym kontekście nie powinna nas już dziwić znikoma liczba słów „katolik”, „katolicki” czy „katolicyzm” w spuściźnie Norwida.

            W 1847 roku 26-letni wówczas Cyprian Norwid życzenia błogosławieństwa Bożego, kierowane pod adresem zaprzyjaźnionych młodych małżonków, kończy znamiennymi słowami: Piszę to jako przyjaciel i jak chrześcijanin. Chrześcijaństwo jawi się w tym liście jako swego rodzaju gwarancja określonego sposobu zachowania wobec drugiego człowieka, zachowania charakteryzującego się życzliwością, troską, miłością bliźniego. Auotocharakterystykę w kategoriach „ja – chrześcijanin” powtarza poeta w innym liście, w którym prośbę czy wręcz żądanie szacunku od adresata uzasadnia w następujący sposób: Radzę Ci tak mniej więcej postępować ze mną, bowiem zasłużyłem na to i chrześcijaninem jestem przez Łaskę Bożą. Cytowane zdanie warte jest szczególnej uwagi, gdyż poeta wyraża w nim przekonanie, że wiara jest łaską i nie można do niej dojść samodzielnie, jedynie ludzkim wysiłkiem.

            Pisząc o wysiłku człowieka-chrześcijanina, warto przytoczyć inne zdanie z listu Norwida: na polu moim innej ja nie mam siły, oprócz modlitwy, czuwania, prawd-historycznych, przekonywania lub natchnienia i nareszcie przykładu bo to jest cała władza moja i każdego wolnego chrześcijanina moc pojedyncza. Warto tu podkreślić dwie kwestie. Po pierwsze – akcentowany także w innych miejscach związek chrześcijaństwa z wolnością. Według Norwida wiara jest świadomą, dobrowolną odpowiedzią wolnego człowieka na otwarcie się Boga, na Jego łaskę. Dla Norwida człowiek jest prawdziwie wolny dopiero wówczas, gdy jest – jak pisze poeta – zwolony, czyli połączony z wolą Bożą. Drugą charakterystyczną myślą dla autora „Promethidiona” jest połączenie w jednym szeregu opisującym różne typy aktywności chrześcijanina: z jednej strony modlitwy i czuwania, z drugiej zaś – przekonywania i przykładu. Zdaniem Norwida, prawdziwym chrześcijaninem jest nie tylko, a nawet nie tyle ten, kto modli się i przyjmuje sakramenty, ile ten, kto rzeczywiście żyje Ewangelią, a przede wszystkim – przykazaniem miłości. Taki pogląd sprawia, że wielokrotnie bardzo surowo i krytycznie wypowiada się on o ludziach, którzy – choć przyjęli sakrament chrztu i formalnie nadal są członkami Kościoła – nie realizują w praktyce nauki Chrystusa. Z drugiej strony poeta mianem chrześcijan określa niekiedy ludzi nieochrzczonych, ale żyjących – czasem nieświadomie – w zgodzie z Dekalogiem. Wprost lub w sposób metaforyczny Norwid nazywa tak, np. filozofów antycznych – Sokratesa i Cycerona oraz muzułmańskiego emira, który ocalił chrześcijan przed prześladowaniami. O jednym z odłamów islamu pisze wręcz: jakoby katolicy Orientu.

            Kilkakrotnie o ludziach w różny sposób będących daleko od chrześcijaństwa, ale żyjących zgodnie z jego zasadami, Norwid pisze jako o członkach szeroko rozumianego Kościoła; niekiedy określa ich jako Kościół bezwiedny. Pojęcie Kościoła zajmuje bardzo ważne miejsce w pismach Norwida. Nazywa go poeta, m.in. świętą i starą Matką naszą, skarbnicą archeologii żywotnej oraz najstarszym obywatelem na świecie; przypisuje mu ważną rolę w życiu narodu, wobec którego Kościół jest wielo-sumieniem publicznym; zauważa, że współczesna kultura i cywilizacja byłyby bez Kościoła niemożliwa, gdyż mądrość ludzkości składa się z greckiej, rzymskiej i tej, co w Kościele.Nic dziwnego zatem, że Norwid wielokrotnie pisze o sobie, jako o członku tak rozumianej wspólnoty, deklarujewierność Kościołowi i podporządkowanie się jego zaleceniom: cokolwiek Kościół Matka nasza utwierdza, słuszne lub usłusznione jest. W jednym z listów poeta z pokorą artysty-chrześcijanina stwierdza nawet: zdarzyło mi się arcydzieło zrobić, którego wszelako wartość odnosi się nie do mnie, ale do dobrotliwości Kościoła. Cytowane zdania i kryjące się za nimi głębokie przekonanie o wartości i świętości Kościoła nie zamykają Norwidowi oczu na wady Kościoła jako instytucji, a także jego poszczególnych wyznawców, które zauważa i z właściwą sobie jednoznacznością sądów oraz ironią wielokrotnie piętnuje.

            Norwid niewątpliwie był człowiekiem głęboko wierzącym i religijnym, człowiekiem, który ustrzegł się heterodoksji, tak częstej wśród twórców i myślicieli epoki romantyzmu. Poeta nie był jednak bezkrytyczny – przeciwnie tropił i piętnował fałszywą, dewocyjną pobożność, prymitywny purytanizm, ciasne rozumienie Kościoła, lekceważący stosunek do jego nauczania i do Biblii, a przede wszystkim nierealizowanie w życiu codziennym nauki Chrystusa. Samego siebie Norwid wielokrotnie włączał do wspólnoty chrześcijańskiej, do Kościoła, mając przy tym na myśli zwykle Kościół powszechny. Niechętny wszelkim jednostronnościom (dzikość bowiem stąd pochodzi, że się jest jednostronnym – pisze w jednym z wierszy), zawężeniom, myśleniu wyłączającemu, zamykającemu rzadko pisał o sobie jako o katoliku, uznając, że jest po prostu wyznawcą, uczniem Chrystusa. Nie absolutyzował on poza tym Kościoła i podkreślał, że chrześcijanin ma w sobie prawo rozsądzania, nie ażeby w czym lekceważył Kościół, ale dlatego, żeoprócz Kościoła MATKI naszej, jest jeszcze OJCIEC, który jest w niebiesiech. W innym miejscu jednoznacznie stwierdził: żaden prorok i żaden Kościół, i żadna jego nieomylność, i żadna świętość, i żadna powaga, i żadne doświadczenie, i nikt, i nic nie mogą się równać z świadectwem Boga żywego o Nim Samym.Najważniejsze było zatem dla niego przesłanie zawarte w Piśmie Świętym, któremu należy być wiernym w codziennym życiu, tak aby móc w pełni zasłużyć na – zdaniem Norwida – zaszczytne miano prawdziwego chrześcijanina.