Zawsze szukajcie Jego Oblicza

b_240_0_16777215_00_images_numery_12_1_180_2009_2010_ok.jpgZawsze szukajcie Jego Oblicza

Maria Wilczek

 

Od dawna chciałam dotrzeć do Manoppello, zobaczyć w Sanktuarium Świętego Oblicza (Volto Santo) Chustę z odbiciem twarzy Chrystusa, stanąć przed  jedną z najcenniejszych  relikwii chrześcijańskich, niestworzonych ręką ludzką, zostawionych, wiekom i pokoleniom, jako znak iż On będzie z nami, jak nam obiecał –  „po wszystkie dni, aż do skończenia świata”.

Dzięki mojemu synowi Piotrowi, marzenie się spełniło. Jestem mu wdzięczna, że towarzyszył mi w pielgrzymce, serdecznie opiekował się, niemłodą już matką, i że zabrał na naszą wyprawę uśmiechnięty promyk – moją dwunastoletnią wnuczkę Zosię.

Oczywiście jechałam na tę pielgrzymkę także z myślą o Was, drogie Czytelniczki, by Wam o niej opowiedzieć, prosić Pana o potrzebne Wam łaski.

Kiedy po powrocie do Warszawy siadłam do pisania o Manoppello, zaczęłam się zastanawiać, czy taki tekst, powinien znaleźć się w numerze grudniowo-styczniowym naszego pisma. Pomyślałam jednak, idąc za głosem serca, że tak. I to nie tylko ze względu na ukryte w nazwach Betlejem i Manoppello znaczenia (o czym mówi w swej książce „Boskie Oblicze” niemiecki dziennikarz Paul Baade, cytując o. H. Pfeiffera) Betlejem znaczy bowiem po hebrajsku – dom chleba, Manoppello natomiast, pochodzi od łacińskiego słowa – mannipulus, co znaczy – ręka pełna kłosów.„Czyżby nieznane miasteczko we włoskiej Abruzji – pyta cytowany w książce ojciec jezuita – stało się nowym Betlejem, miasteczkiem na judejskiej prowincji, w którym dwa tysiące lat temu przyszedł na świat – Chleb Świata?”.

Niezależnie od tego wątku, czyż nie jest tak, że w każdej porze liturgicznego roku, w każdej porze naszego życia, szukamy, powinniśmy szukać – Pańskiego Oblicza? Szukamy Go, otwierając Pismo Święte, uczestnicząc w Eucharystii, spoglądając w twarze bliźnich, kontemplując świat, piękno sztuki…Szukamy Pańskiego Oblicza. Może więc i mój tekst w tych poszukiwaniach Wam się przyda. Przyjmijcie go jako mały dar pod choinkę.

 

 

Spotkanie

Manoppello – małe miasteczko w Abruzji… Z autostrady Rzym – Pescara skręcamy ku niemu lokalną szosą, która pnie się wieloma serpentynami ostro pod górę, wśród rozległych pól, żółknących o tej porze zagajników, małych sennych wsi, by w końcu doprowadzić nas na jego obrzeże – rozległy i o dziwo pusty plac, przy którym wznosi się Sanktuarium Świętego Oblicza. W nim właśnie, według naukowych hipotez, znajduje się jedna z trzech Chust grobowych Chrystusa.

Chusta z Manoppello, w zatopionym w półmroku wnętrzu kościoła… Zbliża się południe, ale jeszcze możemy do niego wejść, choć na krótko, nie czekając na ponowne otwarcie wrót o 15. Kiedy zatrzymujemy się w jego progach, Chusta jest z tej odległości prawie niewidoczna, choć stanowi centralny punkt w ołtarzowej nastawie. Padające z tyłu ołtarza światło jakby„ukrywało” Święty Wizerunek. Ojcu Pfeifferowi, badaczowi Chusty, który spojrzał na nią niegdyś z oddali, wybielona światłem, przypominała, jak wspomina Paul Baade – kwadratową Hostię.

Kiedy zbliżamy się ku ołtarzowi, Święty Wizerunek wyłania się, choć nie ostro, z tła Chusty umieszczonej wysoko w srebrnej, bogato zdobionej monstrancji, zamkniętej w szklanym relikwiarzu. Okazuje się, że można do niego podejść zupełnie blisko. Znajdującymi się poza ołtarzem, po jego obu stronach, schodami wchodzimy na podest i znajdujemy się tuż przed szklaną ścianą, tuż przed Volto Santo, rozświetlonym Obliczem, wyłaniającym się z lekkiej tkaniny, utkanej z masy perłowej, tzw. bisioru. Jest ona tak przezroczysta, że widzę poprzez nią wnętrze kościoła. Na bisorze nie da się malować, ten materiał nie przyjmuje pigmentu, nie ręka ludzka pozostawiła więc wizerunek Pana. Stajemy przed nim w absolutnej ciszy i – zatrzymuje się czas. Chrystus, którego Oblicze widnieje na Chuście, patrzy nam prosto w oczy, a raczej prosto w serce. Kiedy przesuwamy się przed relikwiarzem w coraz to inne miejsce, Jego wzrok jakby nas odszukiwał. Jego twarz pełna pokoju, choć naznaczona śladami męki, jest twarzą zmartwychwstałego Pana, patrzącego z łagodnością, wyrozumiałością i miłosierdziem, ale Jego wzrok jakby niósł ku nam także pytania, może – czy na pewno wiemy, jak nas ukochał, co dla nas uczynił? A może – czy na pewno chcemy za nim podążać? Zresztą pewnie każdy, kto wpatruje się w Oblicze Pana odczytuje inne, dla niego tylko przeznaczone słowa. Niektórym z przybywających tu pielgrzymów wydaje się nawet jakby towarzyszył przekazywanym oczyma słowom trudno uchwytny ruch Jego warg.

Przed świętym Wizerunkiem przesuwają się stale nowe osoby. Czasem zatrzymują się na krótką chwilę modlitwy, nieraz na długi czas kontemplacji. Widzę, jak starsze Włoszki odchodząc, przesyłają niekiedy gestem ręki ku Volto Santo pocałunki lub z serdecznością gładzą szklaną taflę relikwiarza. To miejsce zatrzymuje, nie chce się opuszczać małej przestrzeni, w której uczestniczy się w misterium szczególnego spotkania.

 

Skąd ta Chusta?

Chusta z Manoppello jest od lat przedmiotem specjalistycznych badań naukowych, m.in. teologicznych, historycznych, ikonograficznych, malarskich… Według wysuniętych hipotez jest to tzw. Veronica (nazwa pochodzi od słów vera icona – prawdziwa ikona), która przechowana była niegdyś (do 1608 r.) w Rzymie. Jak tam dotarła?

Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa, jak mówią badacze, otulone było w grobie kilkoma tkaninami. Pierwszą, którą położono na Jego, pokrwawioną, tak bardzo naznaczoną śladami męki, twarz – była przechowywana dziś w Hiszpanii Chusta z Oviedo. Z nią stykała się dopiero kolejna tkanina – Całun Turyński. Trzecią, położoną już na nim, była właśnie drogocenna Chusta (dziś znajdująca się w Manoppello), niewielka zresztą, mająca zaledwie 17x24 cm, na której, jak wierzymy, utrwalił się w chwili zmartwychwstania wizerunek twarzy Chrystusa z otwartymi oczyma.

Według tradycji gregoriańskiej z VI w. Chusta ze świętym odbiciem trafiła w ręce Matki Bożej, której Syn chciał zostawić swój wizerunek. Po wniebowzięciu pieczę nad Chustą sprawowali apostołowie, potem kolejni papieże. Tak więc z Jerozolimy, poprzez Konstantynopol (i patriarchowie czuli się odpowiedzialni za jej bezpieczeństwo) dotarła ona do Rzymu, znajdując miejsce na kilka wieków w specjalnej kaplicy zwanej Veronica. Uwieczniony na niej wizerunek uznawany był przez lata za prawdziwe oblicze Chrystusa – praikonę niestworzoną ręką ludzką.

Na początku XVII w., podczas burzenia kaplicy, na której miejscu miała być wzniesiona nowa, Chusta została skradziona. Historia jej dotarcia do Manoppello obfituje w wiele interesujących wątków, choć ich autentyczność jest trudna do udowodnienia. Faktem jest, że ukryta niejako, przez kilka wieków, na włoskiej prowincji, w małym kościółku oo. kapucynów, choć nieobecna przez lata w powszechnej świadomości, czczona była przez ludność miejscową jako całun nakrywający niegdyś Oblicze Chrystusa.

Ostatnimi czasy wieść o całunie z Manoppello dociera do coraz większej liczby ludzi. A to dzięki ludziom tak oddanym idei upowszechnienia wieści o świętej relikwii, jak siostra Blandina Paschalis Schlömer. We wrześniu 2007 r. przybył tu także, co było wielkim wydarzeniem, Ojciec św. Benedykt XVI. Piękne słowa jego modlitwy, umieszczone na pamiątkowych karnetach z Manoppello, trafiają do przybywających tu pielgrzymów.

 

Wielkanocna siostra

Świtem w drodze do sanktuarium spotykam dwie zakonnice z Niemiec. Ubrane w beżowe, dość długie płaszcze, krótkie welony w kolorze kości słoniowej, okazują się być konwertytkami, które przeszły niegdyś z luteranizmu na katolicyzm, a są w zgromadzeniu żyjącym charyzmatem karmelitańskim. Pobyt w Manoppello to ich tygodniowe, prywatne rekolekcje. Po Mszy świętej jedna z nich zachęca, by wspólnie odmówić przed Volto Santo – różaniec. Wpatrzone w Miłosierne Oblicze, ogarnięte charyzmatem tego miejsca, zaczynamy odmawiać na przemian, to po polsku to po niemiecku – „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” – tajemnice chwalebne różańca. A następnego dnia, jedna z tych sióstr powie do mnie, wskazując na starszą zakonnicę, która z twarzą przytuloną do ściany relikwiarza, wpatrzona w Święte Oblicze, modli się żarliwie: – Proszę spojrzeć – to siostra Blandina Paschalis Schlömer. Wzruszona pochylam się ku niej, ściskając mocno jej rękę.

Siostra Blandina Paschalis – Wielkanocna siostra, jak ją nazywają, zakonnica, ale i artystka pisząca ikony, układająca mozaiki – ostatnie 27 lat życia poświęciła badaniom autentyczności Chusty z Manoppello jako Chusty z grobu Chrystusa. Udowodniła, że wizerunek Jego twarzy widniejący na Chuście jest identyczny jak twarz na Całunie Turyńskim. To ona zainteresowała swoimi badaniami wielu dostojników Kościoła i naukowców (m.in. o. H. Pfeiffera – profesora ikonografii i historii sztuki na Gregoriańskim Uniwersytecie w Rzymie), prowadząc z nimi obfitą korespondencję. Wydała też Atlas – „Jezus Chrystus – świadectwo Jego całunów” ze wzruszającą dedykacją – „Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI i wszystkim, którzy kochają naszego Pana Jezusa Chrystusa”. W słowie wstępnym s. Blandina pisze: „Nasz Pan Jezus Chrystus nie pozostawił dokumentów na piśmie. O swojej miłości do nas opowiedział nam innym, łatwiejszym do zrozumienia językiem, jakim jest obraz – Jego Obraz”. I dalej – „niestworzony ludzką ręką jest pierwszą Ikoną”.

Spojrzenie na tę Ikonę, najpierw na zdjęciach, a potem, w 1995 r., bezpośrednie z nią spotkanie, zmieniło niegdyś bieg życia Wielkanocnej siostry. Misjonarka Krwi Chrystusa, a potem trapistka, w 2003 r. uzyskuje zgodę na wystąpienie ze wspólnoty, by wieść życie pustelnicze w maleńkim domku, stojącym powyżej sanktuarium. Chce być blisko Świętego Oblicza. Miłość przynagla ją do wielu godzin kontemplacji. Ale są też chwile, w których zwalnia się z obowiązku milczenia, by na terenie kościoła, czy sąsiadujących z nim pomieszczeń, rozmawiać z pielgrzymami, odpowiadać na ich pytania. Wypełnia i w ten sposób swą misję upowszechniania wiedzy o św. relikwii Jezusa Chrystusa. A wszystko po to, „abyśmy lepiej rozumieli, jak daleko posunął się Bóg z miłości do nas (…) jak niezmierzone jest jego miłosierdzie”.

 

Wystawa Panuel

Kiedy kolejnego dnia kończy się w sanktuarium Msza święta, szczególnym zresztą muzycznym wątkiem – odśpiewaną po włosku pieśnią „Czarna Madonno”, Siostra Blandina Paschalis podchodzi do mnie sama, jakbyśmy wcześniej umówiły się na spotkanie. Zaczyna toczyć się rozmowa, zdawać by się mogło, że zaczęta już niegdyś, o Volto Santo, stąd promieniującej, drogocennej relikwii, o ścisłym związku Chusty z Manoppello z Całunem Turyńskim. Dla ilustracji swych słów, siostra wyciąga trzymane na podorędziu dwa negatywy – zdjęcia twarzy Chrystusa z Chusty i z Całunu, poczym nakłada je na siebie. Wrażenie jest ogromne. Widać, że to jedno, to samo Oblicze, z idealnie pokrywającymi się na obu negatywach rysami Świętego Wizerunku i śladami męki. Mogę też prześledzić analogię tych dwóch negatywów ze zdjęciem Chusty z Oviedo, bo siostra Blandina zabiera mnie na wystawę jej autorstwa, usytuowaną w przylegającym do kościoła klasztorze oo. kapucynów, wystawę o znamiennym tytule – Panuel, co po hebrajsku znaczy – Oblicze Pana. Tę samą nazwę nosi zresztą stowarzyszenie wspierające działalność siostry.

Na wystawie, niewielkiej przestrzennie, zawierającej 27 paneli, zgromadzone są różne ujęcia trzech grobowych Chust, z uwidocznionymi na nich wizerunkami Oblicza Chrystusa. Są też eksponowane plansze, na których, co ogromnie interesujące, umieszczono fotogramy wizerunków Chrystusa z najbardziej znanych dzieł malarstwa wieków dawnych, także ikon, zestawione ze zdjęciami Chusty z Manoppello. Patrząc na plansze i na nią, nie ma się wątpliwości, że to Chusta jest prawzorem dla twórców najznamienitszych obrazów przedstawiających Oblicze Chrystusa. A w ostatniej części wystawy jeszcze jeden, bliski naszym sercom akcent – znacznej wielkości obraz Pana Jezusa Miłosiernego – „Jezu Ufam Tobie”. Siostra Blandina, jak się okazuje, zna dokładnie historię objawień s. Faustyny Kowalskiej.

Kiedy żegnamy się serdecznie, wiedząc, że nie ma już szansy się zobaczyć (s. Paschalis wraca do swej pustelni, ja wkrótce wracać mam do Polski), ustalamy z uśmiechem i pokładaną w Bożym miłosierdziu nadzieją, że dalszy ciąg naszej konwersacji, toczyć się będzie już w innych przestrzeniach i w rajskim języku, którym posługiwać się będziemy znacznie sprawniej niż francuskim.

 

Harfa i róg niech zabrzmią, któż jest jak Bóg…

W przeddzień wyjazdu docieram do sanktuarium na Mszę świętą, odprawianą przez ojców kapucynów zawsze o 7. 15. Jeszcze zdążam, zanim się rozpocznie, trwać przez chwilę w modlitewnej ciszy przed Świętym Obliczem widzianym, tym razem z oddali, niknącym w blasku światła to znów pojawiającym się mglistym zarysem za szybą ogromnego relikwiarza. Teksty liturgii przeznaczone na ten dzień zawierają szczególnie poruszające w takiej scenerii słowa: „Niech się weseli serce szukających Pana *Rozważajcie o Panu i Jego potędze *zawsze szukajcie Jego Oblicza”.

Osób na Mszy św. znacznie więcej niż poprzedniego dnia, bo właśnie przyjechała do Manoppello autokarowa pielgrzymka – z Polski, i to nie zwykła pielgrzymka. Blisko czterdziestoosobowa grupa, przeważnie młodych mężczyzn i kobiet, okazała się – Chórem Canticum Jubilaeum, istniejącym od przeszło dziesięciu lat przy bazylice Matki Boskiej Bolesnej w Limanowej. Po zakończeniu liturgii ustawił się on w kilku rzędach przed ołtarzem, by pod batutą swego dyrygenta i założyciela Marka Michalika zaśpiewać przed Świętym Obliczem. Jezusowi, nie ludziom, których była w kościele garsteczka, ale Jemu samemu śpiewano z głębi serca, z mocą i radością. Wypełniły kościół melodie wielkiej piękności, a słowa niektórych pieśni mocno zapadały w serce: „Kto szuka Cię już znalazł Ciebie… Jesteś śpiewem w mojej duszy… Harfa i róg niech zabrzmią, któż jest jak Bóg, by krańce ziemi słyszały… Głęboko wybrzmiała też prośba, składana właściwie jakby w imieniu nas wszystkich – „abym mógł lepiej służyć Twej świętej miłości”.

Po koncercie, przed kościołem radosny gwar… Jeszcze przed odjazdem autokaru rozmawiam przez chwilę z dyrygentem o limanowskim chórze. Chór, który skupia utalentowanych amatorów i entuzjastów, istnieje już ponad dziesięć lat. Zespół, podobnie jak jego założyciel, chlubi się wieloma nagrodami i odznaczeniami. Okazuje się, że jest to jedna z wielu jego podróży-pielgrzymek. Śpiewacy z Limanowej koncertowali nie tylko w Polsce, ale i w wielu innych krajach. W 2000 roku wystąpili w Watykanie, razem z innymi chórami, z okazji imienin Jana Pawła II. – A tym razem – dodaje mój rozmówca – spełnia się nasz wspólny, całego zespołu, długo piastowany zamiar, dla niektórych marzenie, dotarcia do Manoppello, do jednego z najważniejszych, choć zbyt mało jeszcze znanych sanktuariów w świecie.

 

Ostatni nasz dzień w Manoppello. Zanim odjedziemy, jeszcze chwilę trwania, wraz z bliskimi, przed świętym Obliczem, z pokorą i wdzięcznością. Znów czuję się ogarnięta łagodnym, miłosiernym spojrzeniem. I mogę głębiej niż kiedykolwiek dostrzec, zrozumieć, że jestem kochana, że każdy z nas jest kochany ponad wszelką, nie do ogarnięcia wyobraźnią, miarę. To, co trwało we mnie, pozornie wydając się oczywiste, stało się pewnością poruszającą serce. I tą pewnością chcę się za wami, drogie Czytelniczki, podzielić, jak opłatkiem.

 

 

Panie Jezu (…)

Ukaż nam, prosimy, Twoje wciąż nowe oblicze,

tajemnicze zwierciadło nieskończonego

Bożego miłosierdzia.

Pozwól, byśmy je kontemplowali

oczyma rozumu i serca:

oblicze Syna, odblask chwały Ojca

i odbicie Jego istoty (por. Hbr 1, 3),

ludzkie oblicze Boga, który wszedł w historię,

by odsłonić horyzonty wieczności.

Milczące oblicze Jezusa cierpiącego i zmartwychwstałego,

które zmienia serce i życie, gdy zostaje umiłowane i przyjęte.

„Szukam, o Panie, Twojego oblicza;

swego oblicza nie zakrywaj przede mną” (PS 27 [26] 8-9).

Ileż razy, na przestrzeni wieków i tysiącleci,

rozbrzmiewało wśród wierzących

to żarliwe wezwanie Psalmisty!

Panie, my również powtarzamy z wiarą:

„Mężu boleści, oswojony z cierpieniem

jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa” (Iz 53, 3),

nie zakrywaj przed nami swojego oblicza!

Z Twoich oczu, które patrzą łagodnie i ze współczuciem,

chcemy czerpać siłę miłości i pokoju,

by znaleźć drogę życia

i odwagę do naśladowania Ciebie

bez lęku i kompromisów,

byśmy się stawali świadkami Twojej Ewangelii

okazując gościnność, miłość i przebaczenie.

 

Święte oblicze Chrystusa,

światło, które rozprasza mroki zwątpienia i smutku,

życie, które zawsze zwyciężyło potęgę zła i śmierci,

tajemnicze spojrzenie,

które nieustannie ogarnia ludy i narody,

oblicze kryjące się pod postaciami eucharystycznymi

 i w spojrzeniu tych, którzy żyją obok nas,

uczyń nas w tym świecie Bożymi pielgrzymami,

na spotkanie ostatniego dnia,

kiedy ujrzymy Cię, Panie, „twarzą w twarz” (1 Kor 13, 12)

i będziemy mogli kontemplować Cię na wieki w chwale nieba.

(…)

 

Benedykt XVI

1 IX 2007