Czy grypa zaatakuje nas jesienią?

Czy grypa zaatakuje nas jesienią?

Dr n. med. Krystyna Knypl

 

Gdy nadchodzą jesienne, deszczowe dni często zdarza się, że zupełnie nieoczekiwanie łapie nas infekcja. Mówimy wtedy: „chyba jakaś grypa mnie bierze”, jednak nie w każdym przypadku mamy do czynienia z grypą w znaczeniu rozpoznania medycznego. Większość z nas na jesieni przechodzi infekcję wirusową grypopodobną.

Osoby dorosłe przeziębiają się średnio 2-4 razy w roku, a dzieci częściej, w niektórych przypadkach nawet do 8 – 9 razy.

Zapadaniu na infekcje górnych dróg oddechowych sprzyja wysuszenie śluzówek, przemęczenie, stres, palenie papierosów lub przebywanie w atmosferze dymu tytoniowego.

 

Wirusy grypy

Nasz organizm nie jest bezbronny w walce z wirusami czy bakteriami atakującymi nasze drogi oddechowe. Gdy jesteśmy zdrowi pewne mechanizmy obronne  chronią nas przed zapadaniem na infekcje. Jest to ruch rzęsek nabłonka, wyścielającego drogi oddechowe, usuwających na zewnątrz wszystkie obce substancje oraz wirusy i bakterie. Ochronnie działają też immunoglobuliny wytwarzane przez śluzówkę oskrzeli. Gdy nastąpi osłabienie mechanizmów obronnych organizmu, atak wirusa staje się łatwiejszy i bardziej agresywny. Wypalenie jednego papierosa powoduje paraliż rzęsek w drogach oddechowych, który trwa 40 minut. Tak więc osoba wypalająca 20 papierosów jest przez 800 minut (to jest ponad 13 godzin!) bardzo podatna na  zachorowanie. Drogi oddechowe są wtedy otwarte i nie ma specjalnych przeszkód dla wniknięcia wirusów czy bakterii.

Wirusy grypy są bardzo prymitywnymi organizmami i nie są zdolne do samodzielnego istnienia. Muszą wtargnąć do wnętrza komórek gospodarza, aby móc namnażać się. Gospodarzem może to być człowiek, zwierzę lub roślina. Istnieją trzy rodzaje wirusów grypy: A, B i C. Wirus grypy A występuje u ludzi oraz takich zwierząt, jak świnie, konie czy ptaki. Wirus grypy B występuje tylko u ludzi, natomiast wirus grypy C jest spotykany zarówno u ludzi, jak i u świń.

Wirusa grypy po wtargnięciu do organizmu gospodarza, zmusza go do wytworzenia wewnątrz zainfekowanych komórek warunków do powstawania nowych wirusów. Komórki człowieka pracują pod genetyczne dyktando wirusa. W procesie tym uczestniczą hemaglutynina i neuraminidaza, białka znajdujące się w otoczce zewnętrznej wirusa.

 

 

Kiedy możemy rozpoznać grypę?

Grypa jest ostrą chorobą zakaźną, przenoszoną drogą kropelkową. Zaczyna się  szybko zwiększającą gorączką, silnymi bólami głowy, suchym męczącym kaszlem, dreszczami i bólami mięśni, ogólnym rozbiciem i osłabieniem.

To poważne schorzenie, wymaga bezwzględnie leżenia w łóżku – przynajmniej do czasu obniżenia gorączki, czyli minimum 5-6 dni, niekiedy trochę dłużej, jeśli jego  przebieg jest ciężki. Gorączka trwająca dłużej niż trzy dni, spłycenie oddechu lub uczucie duszności, obecność krwi w plwocinie, obniżenie ciśnienia krwi, znaczne osłabienie, zawroty głowy, oddawanie małych ilości moczu wskazują na ciężki przebieg grypy. W razie wystąpienia któregokolwiek z wymienionych objawów należy bezzwłocznie skontaktować się z lekarzem.

Objawem choroby, który może utrzymywać się dłużej, jest kaszel.Wskutek infekcji wirusowej dochodzi do uszkodzenia nawet 90% powierzchni aparatu śluzowo-rzęskowego. Odnowa tego aparatu trwa 2-4 tygodnie. Uszkodzony i złuszczony podczas stanu zapalnego nabłonek rzęskowy powoduje odsłonięcie receptorów kaszlowych, a te reagują na niewielkie nawet bodźce, próg reakcji kaszlowej jest obniżony i powstaje coś w rodzaju błędnego koła. Utrzymywanie się kaszlu powyżej trzech tygodni po infekcji górnych dróg oddechowych wymaga ponownej konsultacji u lekarza i zwykle wykonania kontrolnego badania, rtg klatki piersiowej.

Nieprzestrzeganie zalecenia leżenia w łóżku grozi wystąpieniem poważnych powikłań, takich jak zapalenie mięśnia sercowego, zapalenie płuc, oskrzeli lub zatok obocznych nosa czy ucha środkowego.

Pojawiająca się w sezonie jesienno-zimowym grypa określana jest mianem grypy sezonowej, w odróżnieniu od grypy pandemicznej, na którą w sezonie 2009/2010  zachorowało wiele tysięcy osób, a zmarło na całym świecie z tego powodu 18,5 tys. Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła oficjalny komunikat, że 10 sierpnia 2010 zakończyła się pandemia grypy AH1N1.

 

Szczepionki przeciw grypie

Ponieważ wirusy grypy charakteryzują się bardzo dużą zmiennością, każdego roku musi być przygotowana szczepionka o innym składzie. Wytyczne odnośnie do składu szczepionki są każdego roku podawane przez Światową Organizację Zdrowia. Odporność powstaje po 2-3 tygodniach od podania szczepionki, dlatego decyzję o szczepieniu należy podjąć z pewnym wyprzedzeniem.

Być może niebawem będzie możliwe szczepienie specjalną szczepionką, zapobiegającą grypie sezonowej oraz pandemicznej. Szczepionka taka ma być skuteczna przez kilka sezonów.

Przed zaszczepieniem się każdy powinien być zbadany przez lekarza, który zdecyduje czy nie występują przeciwwskazania do wykonania szczepienia.

 

Leczenie chorego na grypę

Najważniejszym zaleceniem, którego pacjent chory na grypę powinien bezwzględnie przestrzegać – jest leżenie. Bardzo ważne jest też właściwe nawodnienie organizmu – konieczne jest picie nawet do 3 l wody mineralnej dziennie. Ze względu na wysoką temperaturę ciała trzeba zażywać leki przeciwgorączkowe; zwykle stosuje się paracetamol. Suchy, męczący kaszel wymaga użycia preparatów hamujących ten objaw. W dalszym etapie choroby, gdy w drzewie oskrzelowym pojawi się wydzielina, wskazane może być zażywanie leków ułatwiających jej odkrztuszanie. Zazwyczaj w grypie niepowikłanej nie zaleca się antybiotyków.

Leki w postaci tabletek, które mogą być stosowane w leczeniu grypy to preparaty z grupy inhibitorów neuraminidazy. W Polsce są dostępne dwa preparaty z tej grupy – są to oseltamiwir oraz zanamiwir. Możliwe jest również stosowanie profilaktyczne tych preparatów, w przypadku gdy doszło do kontaktu z grypą, ale jeszcze nie rozwinęły się objawy chorobowe. U osób chorujących już na grypę inhibitory neuraminidazy powodują skrócenie czasu choroby oraz zapobiegają wystąpieniu poważnych powikłań poprzez hamowanie rozwoju wirusów. W przypadkach profilaktycznych przyjęcie leku powinno nastąpić do 48 godzin od kontaktu z osobą chorą na grypę, przy czym im wcześniej leki są podane, tym większa ich skuteczność. Leki podaje się zwykle 2 razy dziennie przez 5 dni u osób chorujących na grypę.

 

Etykieta kaszlu

Bardzo ważne jest w okresie jesienno-zimowym przestrzeganie ogólnych zasad ostrożności oraz, tzw. etykiety kaszlu, niestety u nas prawie nieznanej. Konieczne jest częste mycie rąk oraz zakrywanie ust chusteczką higieniczną podczas kichania lub kaszlu. Po oczyszczeniu nosa lub kichnięciu zużytą chusteczkę należy wyrzucić do kosza. Nie można jej używać ponownie.

Kropelki wydobywające się z jamy ustnej podczas kaszlu lub kichnięcia potrafią „frunąć” na odległość nawet 5 metrów. Dlatego, jeżeli nie mamy pod ręką chusteczki, należy kichnąć lub kaszlnąć w stronę swego ramienia, tak aby kropelki wydostające się z jamy ustnej wsiąknęły w nasz rękaw, a nie wylądowały na twarzy osób znajdujących się w pobliżu. Należy też unikać dotykania twarzy, oczu oraz ust.

Jeżeli ktoś źle się czuje, powinien raczej pozostać w domu i nie rozsiewać wirusów w otoczeniu. W okresie zwiększonej zachorowalności na grypę, wskazane jest unikanie zatłoczonych miejsc oraz kontaktów z chorymi osobami. Reguła ta dotyczy zwłaszcza kobiet w ciąży i małych dzieci, osób chorych i o obniżonej odporności.

JAK WYCHOWAĆ RASOWEGO CHULIGANA

JAK WYCHOWAĆ RASOWEGO CHULIGANA

 

Otrzymywałam kiedyś od pewnego korespondenta z Ameryki listy, do których dołączone były różne materiały, jakie według ich nadawcy mogły mnie zainteresować. I słusznie! Były to różnorodne teksty, często odbite na ksero, wycinki, artykuły, złote myśli. Jeden z nich chciałabym dziś tutaj przedstawić. Jest to tekst zawierający 10 wskazań dla rodziców – które mogą być, w każdym czasie bardzo przydatne. Szczególnie wtedy, gdy mamy trochę więcej czasu na refleksję wychowawczą.

Tekst ten zatytułowano nieco przekornie: "Jak wychować rasowych chuliganów?". Na końcu widnieje informacja, że są to rady policji w Houston w Teksasie; i nie mam pojęcia kto i gdzie to wydrukował, bo mam tylko ten fragment, bez nagłówka.

Otóż posłuchajmy tych "zaleceń". Może warto się nad nimi zastanowić.

Aby więc wychować "rasowych chuliganów”:

1.       Od wczesnych lat należy dawać dziecku wszystko, czego tylko pragnie.

2.       Trzeba śmiać się z jego nieprzyzwoitych i grubiańskich słów. Będzie się uważać za mądre i dowcipne.

3.       Należy je odgradzać od wszelkich wpływów religijnych. Żadnej wzmianki o Bogu. Nie posyłać na religię, nie nakłaniać do Kościoła. Gdy dorośnie, samo wybierze sobie religię i światopogląd.

4.       Nie wolno mówić dziecku, że źle postępuje. Nigdy! Biedactwo gotowe nabawić się kompleksu winy. A co będzie, gdy później przydarzy mu się nieszczęście np. gdy je zaaresztują za kradzież samochodu? Ile się nacierpi w przekonaniu, że całe społeczeństwo je prześladuje.

Tu przypominam, że cytuję zalecenia dla rodziców, jak wychować rasowych chuliganów. A więc czytajmy dalej:

5.       Konsekwentnie róbcie wszystko za dziecko: gdy porozrzuca dokoła rzeczy, sami je podnieście i połóżcie na swoim miejscu. W ten sposób nabierze przekonania, że odpowiedzialność za to, co robi, nie spoczywa na nim, ale na otoczeniu.

6.       Pozwalajcie dziecku wszystko czytać, wszystko oglądać w telewizji, wszystkiego spróbować. Tylko w taki sposób nabierze doświadczenia i pozna, co jest dla niego dobre, a co złe.

7.       Kłóćcie się zawsze w jego obecności. Gdy wasze małżeństwo się rozleci, dziecko nie będzie zszokowane.

8.       Dawajcie mu tyle pieniędzy, ile zechce. Niech nie musi ich zarabiać. Byłoby rzeczą tragiczną, gdyby musiało się tak męczyć, jak wy kiedyś.

A oto i ostatnie zalecenia, dla wychowania sobie w domu rasowego chuligana:

9.       Zaspokajajcie wszystkie jego życzenia. Niech odżywia się jak najlepiej, używa trunków i narkotyków, ma wszystkie wygody. Gdyby odczuwało jakiś brak, nie będzie sobą, stanie się człowiekiem nerwowym, obdarzonym kompleksami.

10.   Stawajcie zawsze w obronie dziecka. Obojętnie z kim popadnie w konflikt z policją, nauczycielami czy sąsiadami. Nie wolno dopuścić, by dziecku ktoś wyrządził krzywdę, tylko ono może bezkarnie krzywdzić innych (poczynając od babci, kolegów itp.)

I wreszcie uwaga końcowa:

Jeśli mimo takiej wolności i przywilejów, jeśli mimo tylu

dowodów waszej miłości, dziecko wam się nie uda i nie wyrośnie z niego chuligan, to nie potrzebujecie winić samych siebie. Zrobiliście sami, co tylko się dało, aby je zepsuć. Po prostu dziecko nie zrozumiało waszego poświęcenia.

 

            Oto i cała recepta. Proste, nieprawdaż? I już wielu ludziom to się udało. A teraz mamy w gazetach i w telewizji wiele przykładów na sukces wychowawczy – inaczej. Nie musimy czekać do wakacji, aby zbierać plony tej filozofii wychowania – bezstresowego, swobodnego, bez ograniczeń i hamulców.

 

Elżbieta Nowak

„Mała” – godna chwały

Barbara Wachowicz

 

Była najmłodszą sanitariuszką legendarnego Harcerskiego Batalionu Armii Krajowej „Zośka”. Drobna, szczuplutka, niziutka otrzymała nieoficjalny pseudonim „Mała”. W grudniu roku 1944 – roku Powstania Warszawskiego ukończyła piętnaście lat.

Lidia Markiewicz-Ziental, porucznik AK, wybitna prawniczka, będzie jedną z czołowych bohaterek V tomu mego cyklu „Wierna rzeka harcerstwa” zatytułowanego „Gotowi do lotu”.

„Jesteśmy gotowi do lotu, którego zła siła nie przetnie” – pisali jej towarzysze broni. We wrześniu 1939 roku, gdy zła siła przecięła bezlitośnie ich lot, Lidka nie miała jeszcze dziesięciu lat.

 

„Ogniowy chrzest”

Ród był warszawski z dziada pradziada. Dom przy ulicy Nowolipki emanował tradycją i pamięcią, pełen skarbów powstańczo-styczniowych, bo w roku 1863 prapradziad ruszył w bój. Czarne krzyżyki praprababki i ciemne korale – symboliczną biżuterię Polek, znak żałoby – przechowywano z pietyzmem. Wszystko przepadło w ogniach płonącej Warszawy.

Ojciec – Eugeniusz Markiewicz wkrótce po ślubie z piękną panną Stanisławą, który odbył się już w wolnej Polsce w lutym 1919 roku, walczył jako ochotnik pod dowództwem generała Józefa Hallera w wojnie polsko-bolszewickiej. Ranny w bitwie pod Lidą – ocalał, powrócił. Był cenionym przemysłowcem, właścicielem fabryki produkującej części do maszyn rolniczych. W domu zasobnym i pogodnym królowały dwie babcie – Eleonora po mieczu i Józefa po kądzieli. Snuły opowieści rodzinne, czytały dziatwie bajki, wspomagały matkę w zarządzaniu domostwem, pełnym harmonii i miłości.

Dziatwy było pięcioro. W porządku chronologicznym wymieniając: Zena (ur. 1919) – najstarsza, liryczna i rozmiłowana w poezji, Leonia (ur. 1921) – studentka dziennikarstwa, najwcześniej poślubiona przez Janusza Kozieradzkiego, młodego poliglotę, Zbigniew (ur. 1924), który marzył o medycynie, Jerzy (ur. 1928) – zafascynowany harcerstwem i beniaminek rodziny – najmłodsza Lidka (ur. 17 grudnia 1929 roku).

W każdą niedzielę cała familia szła do kościoła świętego Augustyna, który stał się rodzinną świątynią. Tu chrzczono dzieci, tu przyjmowały I Komunię świętą. Po wojnie – Stanisława Markiewiczowa stanie się chrzestną matką sztandaru kościoła. Z dzieł świętego Augustyna – wielkiego uczonego, doktora Kościoła, cytowała przesłanie: „Prawdziwa wolność polega na czynieniu dobrze z radością”.

Rodzice preferowali wychowanie w szkołach katolickich. Lidka była uczennicą szkoły sióstr szarytek, działającej przy tymże kościele świętego Augustyna. Szarytki w swych skrzydlatych kornetach, dobre duchy opiekuńcze chorych, prowadziły nauczanie na świetnym poziomie. Przygotowywały też Lidkę do pierwszej Komunii, która stanie się najważniejszym przeżyciem dzieciństwa obok pielgrzymki na Jasną Górę.

Siostry kierowały swe wychowanki do gimnazjum i liceum noszącego imię Anieli Hoene-Przesmyckiej, niezwykłej szkoły, która działała od roku 1886 pod patronatem Katolickiego Związku Polek – Patriotek Polskich. Założycielka i wieloletnia przełożona pensji Aniela Hoene-Przesmycka była żoną sławnego Zenona „Miriama” – niestrudzonego odkrywcy dzieł Norwida. Gdy w roku 1942 trzynastoletnia Lidka została uczennicą szkoły, prowadzącą oczywiście tajnie nauczanie, pani Aniela już nie żyła, ale pamięć o niej i duch niezłomnej polskości – trwał. Uczono panny jednak nie tylko zakazanej przez niemieckich okupantów historii i literatury ojczystej, lecz także języków, z francuskim na czele i... gotowania. Do dziś ciasteczka kruche według przepisu Lidki – to rarytas nad rarytasy. Szkoła mieściła się przy ulicy Mazowieckiej 4 i tamże mieszkał „Miriam”.

Mówi Lidka:

– Był już bardzo sędziwy, przekroczył osiemdziesiątkę, ale umiał pasjonująco opowiadać, gdy wiódł nas w świat norwidowskiej poezji. Zebrał ogromne archiwum dzieł i korespondencji Norwida, a w poszukiwaniach wspierała go dzielnie żona, którą nazywał swego „życia i entuzjazmów towarzyszką”. To właśnie pani Aniela odnalazła i ocaliła cenny blok listów Norwida do Konstancji Górskiej. Swe norwidiana „Miriam” przechowywał w masywnych skrzyniach – i te zbiory cudem ocalały z pożogi powstania. A był wśród nich rękopis poematu „Fortepian Chopina”!

Dzięki „Miriamowi” poznawałyśmy też twórczość Karola Huberta Rostworowskiego, do dziś pamiętam ów wiersz, który kończył się słowami: „Ogniowy przyjmij chrzest i pod Ojczyzny stopy ściel biało-czerwony trud”.

 

Gdy przyszedł „ogniowy chrzest” września 1939 roku oboje rodzice Lidki wpisali się w działania Straży Obywatelskiej, ustanowionej przez prezydenta Stefana Starzyńskiego. Ojciec zabezpieczał mienie cywilne i wojskowe, zabiegał o żywność dla najbiedniejszych warszawiaków i uchodźców, czuwał nad gaszeniem pożarów. Matka prowadziła punkt opatrunkowy dla rannych żołnierzy. Całą okupację, aż do aresztowania 11 sierpnia 1944 roku Eugeniusz i Stanisława Markiewiczowie działali w Radzie Głównej Opiekuńczej, organizując pomoc dla uwięzionych w niemieckich obozach żołnierzy polskich. Jesienią 1942 roku, trzynastoletnia Lidka złożyła przyrzeczenie harcerskie na ręce drużynowej Organizacji Harcerek Alicji Gołod-Gołębiowskiej, pseudonim „Lusia”. Dziewczęta zostają włączone do działań organizacji Małego Sabotażu „Wawer”, dowodzonej przez druha Aleksandra Kamińskiego. Lidka roznosi „Biuletyn Informacyjny” – największe pismo podziemnej Europy, jest łączniczką, przechodzi szkolenie sanitarne, spieszy z pomocą samotnym i chorym.

Mówi Lidka:

– Odwiedzałyśmy Marię Rodziewiczównę, która była przed wojną jedną z najsławniejszych polskich pisarek. Zaczytywałyśmy się w „Lecie leśnych ludzi”, „Dewajtisie”, czy szlachetnym romansie „Między ustami a brzegiem pucharu”.

Pani Maria, energiczna i krzepka, mimo ciężaru lat i przeżyć, wierzyła, że po wojnie powróci na swoje ukochane Polesie i obiecywała nam miód ze swojej pasieki w chacie leśnych ludzi...

 

„... i otrze Bóg łzę”

1 sierpnia 1944 roku wybucha Powstanie Warszawskie. Lidka dodaje sobie trzy lata, żeby dostać przydział do patrolu sanitarnego 3 kompanii Harcerskiego Batalionu AK „Zośka” dowodzonej przez harcmistrza Miłosława Cieplaka – „Giewonta”. Pierwsza wielka akcja bojowa, w której bierze udział, to zdobycie przez „Zośkowców” obozu na Gęsiówce, gdzie uwalniają 348 Żydów różnych narodowości, którym groziła śmierć. Wynędzniali ludzie w pasiakach szaleją z radości, entuzjastycznie witając swoich wybawców. Ale dla Lidki to jest dzień pierwszej śmierci.

           

Mówi Lidka:

– Podczas ataku na Gęsiówkę śmiertelnie ranny został Julek Rubini, pseudonim „Piotruś”. Był taki jasny, słoneczny dzień, a „Piotruś” umierał. Słabnącym głosem prosi, żeby zawiadomić jego ukochaną dziewczynę i zaczyna się modlić: „Ojcze nasz...”, „Zdrowaś Maryja...”. Już przy „...łaskiś pełna” – głos mu się załamuje i ucicha... To pierwsza śmierć. Płaczemy. Potem łez zabraknie. Piotruś ma jeszcze godny pogrzeb. Nasz kapelan Zgrupowania „Radosław”, do którego należy „Zośka” – Ojciec Paweł, ksiądz Józef Warszawski żegnał go...

„Ci są, którzy przyszli z ucisku wielkiego i obmyli szaty swoje, i wybielili je we krwi Baranka i służą Mu... Baranek będzie nimi rządził i poprowadzi ich do źródeł wód żywota i otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu...”.

           

11 sierpnia 1944 roku Batalion „Zośka” wycofywał się po krwawej walce z Woli na Stare Miasto. Tegoż dnia z mieszkania przy ulicy Nowolipki Niemcy wyprowadzają rodziców i najmłodszego brata Lidki – Jurka. Wywiozą ich do obozów koncentracyjnych.

Lidka znajdzie się w centrum walk powstańczych na Starówce. Jej towarzysz broni – Staszek Romanowski „Kajtek”, napisze o niej, nazywając ją córką pułku: „Najmłodszym żołnierzem była Lidka, zwana przez wszystkich »Małą«. Brała udział w ciężkich walkach na terenie Woli, Powązek, w gruzach getta, przy natarciu na Dworzec Gdański, gdzie odznaczyła się szczególnie bohaterską postawą, wydobywając spod silnego ostrzału ciężko rannych i udzielając im pomocy”.

18 sierpnia została ranna. Sama założyła sobie opatrunki i nie przerwała opieki nad rannymi. 22 sierpnia – drobniutka i mała stanęła w szeregu na pogrzebie harcmistrza Staszka Kozickiego – Howerli, dowódcy plutonu. Widać ją na jedynym zdjęciu, jakie się zachowało z pożegnań powstańczych „Zośki”. Kompania „Giewonta” obejmuje placówkę przy ulicy Zakroczymskiej, walcząc bez wytchnienia, bez posiłków, pod groźbą ciągłych nalotów. 29 sierpnia „Giewont” wysyła Lidkę i „Lusię” do szpitala na Długą, by pomogły tam ratującemu rannych zespołowi doktora „Broma” – Zygmunta Kujawskiego. 30 sierpnia kompania, otrzymawszy zmianę, szykuje się do odmarszu. Nie zdążą...

Mówi Lidka:

– Na Długą przybiegł „Kajtek”, wołając: Zginęli! Wszyscy zginęli!

Niemieckie bomby zdruzgotały dom i zasypały całą moją kompanię. Nie sposób opisać, co się czuje, gdy stoimy nad grobem przyjaciół, którzy jeszcze wczoraj byli z nami.

 

Co roku, 30 sierpnia Lidka staje przy symbolicznym głazie przy ulicy Zakroczymskiej i prowadzi apel poległych. Wielu z nich już tylko ona pamięta...

 

 

Męczeństwo kanałów

 

Mówi Lidka:

– 31 sierpnia, po nieudanej próbie przebicia się do Śródmieścia, otrzymujemy rozkaz zejścia do kanałów na Placu Krasińskich. Możemy zabrać ze sobą tylko lżej rannych. Ciężko ranni muszą pozostać. To chyba najgorsze przeżycie z powstania.

Jest przy mnie „Lusia” i „Kajtek”, który cały czas dodaje nam otuchy i odwagi. Przejmuje nas mrok i chłód kanału, mamy wrażenie, że znaleźliśmy się w grobowcu. Wleczemy się w wodzie i nieczystościach, które są coraz wyżej. W pewnym momencie okazuje się, że zgubiła nas czołówka prowadząca kolumnę. Sytuację ratuje Staszek Sieradzki „Świst”, który nie znając drogi, odważnie podejmuje się przewodnictwa. Znajduje drogę dotykając ścian kanału, by wyczuć miejsca wytarte ze szlamu przez przechodzących przed nami. Po męczeńskiej wędrówce pół-żywi, brudni i śmierdzący wypełzamy z włazu Śródmieścia. Oszałamiająca cisza. W oknach szyby. Ludzie czyści i schludni. My wyczerpani, mokrzy, kulimy się z zimna i głodu...

Odnajduję moją siostrę Lenę, która pełni funkcję łączniczki. Śpimy, jemy, dostajemy buty! 5 września – niezwykłe przeżycie, Ojciec Paweł daje ślub dwóm powstańczym parom. Jedną z nich są Irka Kowalska i „Czarny Jaś” Wuttke, którzy staną się bohaterami książki druha Aleksandra Kamińskiego „Zośka i Parasol”. Jaś zginie w kilkanaście dni po ślubie, Irkę zamordują Niemcy już w niewoli.

Na moją prośbę doktor „Brom” przydziela mnie do najmłodszego plutonu harcerskiego, z którym idę na Czerniaków. Tam zaczyna się piekło. Niemcy nacierają zewsząd. Podwórka i ulice pełne są grobów. Nie ma leków, nie ma jedzenia. W piwnicach, gdzie trwają prowizoryczne szpitale, słychać jęki rannych i modlitwę o pomoc. Ojciec Paweł – duchowy opiekun, jest z nami, pociesza i wspiera. Doktor „Brom” mimo szalonej i ofiarnej pracy nie jest w stanie pomóc. Umierają na naszych rękach, często bezimienni. Ginie moja przyjaciółka i opiekunka „Lusia”, w potwornym wybuchu, który zawalił budynek. Spotkał ją ten sam los, co naszych żołnierzy na Starówce. A ja żyję.

Wreszcie łączniczka z Mokotowa wyprowadza nas kanałami. Każdy z nas prowadzi rannego. Na Mokotowie resztki naszego datalionu biorą udział w ataku na Królikarnię. Kiedy podbiegam do rannego, pocisk uderza mnie w twarz. Mam dziurę w policzku. Na szczęście nos jest w całości. Kolejna ewakuacja kanałami. Dla mnie po raz trzeci. Idziemy w ciemnościach i w śmierdzącej mazi kilkanaście godzin do Śródmieścia. To koniec.

 

„Matka Najświętsza ma nas w opiece”

6 października 1944 roku Lidka wychodzi z Warszawy z siostrą i szwagrem. W Kielcach udaje im się uciec z transportu i przedzierają się aż do Zakopanego.

Mówi Lidka:

– Tatry są piękne i wolne. Ale ja koniecznie chcę wrócić do Warszawy. Może tam czekają na mnie Zena i Zbyszek. Może wrócą rodzice i Jurek. Dobrnęłam w marcu 1945 roku. Poczułam się jak duch wśród ruin. Gdzie jest moja Warszawa? Dokąd mam iść? Kto mi pomoże? Przypomniałam sobie, że do ojca przyjeżdżali franciszkanie z Niepokalanowa. Powlokłam się do kościoła. Tuż obok zginęła moja kompania, ale kościół był już odbudowywany. Poczciwy zakonnik, który otworzył furtę zapytał: - Kto ty jesteś chłopcze? Bo stał przed nim stworek w łachmanach i porciętach, wystrzyżona chudzina. Zabrali mnie ojcowie franciszkanie do Niepokalanowa, gdzie już działała ich szkoła. Atmosfera tej szkoły i klasztoru była urzekająca. Franciszkański świat ciszy, ukojenia i miłości wszelkiego Bożego stworzenia jak w „Hymnie” świętego Franciszka. Ale ja chciałam wrócić do domu. I latem 1945 byłam znów w Warszawie na parterze naszego domu, który we fragmencie ocalał. Jesienią wrócił Jurek z obozu w Oranienburgu, wróciła z tułaczki babcia Józefa. Wiedzieliśmy już, co stało się ze starszym rodzeństwem. Zena, łączniczka AK, zginęła zamordowana przez Niemców w szpitalu Karola i Marii, ciężko raniona, gdy sama opatrywała rannych. Zbyszek, student tajnej medycyny, nie chciał opuścić rannych w szpitalu powstańczym na Dzikiej. Wszystkich Niemcy wymordowali. Ojciec był w Buchenwaldzie, mama w straszliwym Ravensbrück. I nagle dotarł do nas list od niej ze Szwecji! Uratowana. Ocalona. Czym prędzej piszę do niej, zatajając śmierć Zeny i Zbyszka. I dostaję odpowiedź datowaną 6 września 1945: „Moja Najukochańsza, Najdroższa Córeczko Liduś! Jak bardzo ucieszyłam się, jak wiele radości i słodyczy przynoszą mi Twoje słowa. Nie wyobrażasz sobie Moja Maleńka Liduś, jak bardzo jestem szczęśliwa, że moja Córeczka pamięta o swojej matce, która by chciała w tej chwili zamienić się w ptaszka i lecieć do swoich kochanych dzieci, męża, naszej Ojczyzny, tak Drogiej i Kochanej. Nie wyobrażasz sobie, jak strasznie jest przeżywać samotność w obcym kraju, jak straszna tęsknota za swoją Ojczyzną. Najdroższe Dziecko, cieszę się bardzo, że masz tak zdrowy pogląd na życie, że nie przejmujesz się warunkami, jakie obecnie są, że z odwagą i mężnie pokonujesz wszystkie trudności. Liduś pamiętaj, że kto nie zazna goryczy na ziemi, ten nie zazna słodyczy w niebie i cieszmy się, że i nam przypadło w udziale nieść Krzyż, który Jezus Chrystus niósł na Kalwarię. I pamiętajmy o tym, że Matka Najświętsza ma nas w swej opiece i udziela nam wciąż swego Nieustającego Ratunku. Dziecko Kochane, wierzyłam święcie, że przeżyjemy, że przetrwamy, że znów będziemy razem, że Matka Najświętsza zgotuje nam prawdziwą Radość Życia. Bo pomyśl sobie, co znaczy majątek, co znaczy dobrobyt, gdyby nas już nie było, gdyby kogoś z ukochanych zabrakło. Będąc w obozie, modliłam się, aby Matuchna Najświętsza Niepokalana połączyła nas razem. Córuchno napisz mi, jakie kościoły pozostały? Módl się do Matuchny Niepokalanej o powrót dla nas, których jeszcze brak. Z utęsknieniem oczekująca powrotu, zawsze kochająca Was matka”.

 

Mówi Lidka:

– 24 października wrócił tata. Natychmiast zaczął odbudowę. W tydzień potem,

1 listopada wróciła mama. Zaczął się odradzać dom. Odnaleźliśmy się z „Zośkowcami”. Zaczęła powstawać kwatera Batalionu „Zośka”. Szukaliśmy matek i rodzin poległych. Koledzy zaczynali studia. Ja chodziłam do Liceum in. Generała Józefa Sowińskiego, który bronił Woli w 1831 roku. Ojciec nie pozwolił mi się ujawnić. Dzięki temu uniknęłam aresztowania, gdy bohaterowie „Zośki” znaleźli się w więzieniach. Straszny czas. Ale i ten przetrwaliśmy. Po maturze, gdy chciałam zdawać na prawo, zażądano ode mnie... świadectwa moralności!

 

Lidka ukończyła prawo i urodziła synów bliźniaków, tego samego  1954 roku. Stworzyła im kochający, ciepły dom. Dziś ma już wnuki i jednego prawnuka. Kiedy leżała w szpitalu po operacji bioder – synowie odwiedzali ją codziennie. Wnuczka Dorotka mówi: – Kocham babcię! Jest jak promień światła i słońca.

Taka jest. Przez wszystkie lata obejmowała światłem pomocy i pamięci żołnierzy „Zośki”. Wielokrotnie swą wiedzą doskonałego prawnika służyła walce o sprawiedliwość. Awansowana do stopnia porucznika Lidia Markiewicz-Ziental pseudonim „Mała” jest odznaczona Krzyżem Walecznych, Krzyżem Zasługi dla Harcerstwa z Rozetą i Mieczami, Medalem Zwycięstwa i Wolności, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Medalem „Godnemu Chwały” – przyznawanym „szczególnie zasłużonym żołnierzom Powstańczych Służb Sanitarnych za męstwo i poświęcenie”.

W konkursie „Arsenał Warszawa” uczennica Liceum im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego Magda Nielipińska wybrała w roku 2010 za bohaterkę swej pracy Lidkę – „Małą”. Dlaczego? – Chciałam zrozumieć, jak po tylu strasznych przeżyciach można zachować tyle siły, optymizmu, pogody, wiary w ludzi i piękno życia – odpowiada.