Chrońmy język przed agresją

Chrońmy język przed agresją

Tomasz Korpysz

 

Świat, w którym żyjemy, jest światem wartości. A dokładniej światem wartości i antywartości. Człowiek nieustannie musi dokonywać wyboru między jednymi a drugimi, a także między konkretnymi wartościami i antywartościami.

Do świata wartości niewątpliwie należy język. Jest on przy tym nie tylko wartością użytkową, a więc taką, która jest niejako służebna, podporządkowana innym, lecz także wartością samą w sobie. Zwracali na to uwagę biskupi polscy w liście „Bezcenne dobro języka ojczystego”, odczytywanym w kościołach 17 stycznia bieżącego roku. Niestety, świadomość tego faktu i wynikająca z niego postawa szacunku wobec języka i troski o niego nie jest dziś dobrem wspólnym Polaków.

Jednym z coraz częściej spotykanych negatywnych zjawisk we współczesnej polszczyźnie jest agresja językowa. Polega ona na wyrażaniu negatywnego wartościowania i złych emocji wobec odbiorcy, tematu wypowiedzi lub ogólnie otaczającej rzeczywistości, wynikających z wrogiej postawy wobec świata lub jakichś jego elementów (w tym ludzi). Agresja językowa właśnie nastawieniem oraz intensywnością różni się np. od krytyki czy wyrażania emocji.

Zachowania agresywne, w tym agresja językowa, są nierozerwalnie związane z człowiekiem, jednak współcześnie daje się zauważyć wyraźne nasilenie się tego zjawiska, co może mieć bardzo negatywny wpływ na ludzi młodych.

Agresywne zachowania językowe stały się istotnym składnikiem kultury popularnej, najsilniej oddziałującej na młodych odbiorców. Filmy, piosenki, gry komputerowe, nawet literatura dziecięca i młodzieżowa – zawierają bardzo dużo przejawów postawy agresywnej, przez co odbiorca i użytkownik tej kultury ciągle obcuje z jakimiś przejawami agresji, w tym także agresji słownej.

Język agresji coraz częściej jest używany zamiast języka otwartości i szacunku w różnego typu debatach publicznych, przede wszystkim politycznych. Bezpardonowe atakowanie przeciwników politycznych zamiast rzeczowego sporu powoli staje się normą, a uczestnicy takich dyskusji zwykle mówią podniesionym głosem, przerywają sobie nawzajem wypowiedzi, nierzadko stosują nie tylko ironię, lecz także wyrazy skrajnie oceniające, a nawet wulgaryzmy. Bywa to przy tym wyrazem niskiej kultury osobistej oraz nieumiejętności argumentowania swoich racji, opanowywania złych emocji i kulturalnego wyrażania krytycznego stosunku do rzeczywistości, bywa też jednak wyrazem agresywnej postawy wobec świata.

Niestety, agresja językowa coraz częściej zaczyna być używana świadomie przez tych, którzy oddziałują słowem, np. przez dziennikarzy, jest bowiem postrzegana jako skuteczny sposób prowokowania rozmówcy i przyciągnięcia uwagi odbiorców. W związku z tym w niektórych środowiskach agresja językowa zaczyna być traktowana jako wartość, jako coś pożądanego.

Jakie są negatywne skutki skrótowo wyżej opisywanego stanu rzeczy?

Agresja językowa związana jest z postawą konfrontacyjną i utrudnia nawiązywanie głębszych, dobrych relacji międzyludzkich, a jeśli już im sprzyja, to jedynie w kontekście „wspólnego wroga”, przeciwko któremu może jednoczyć. Może ona przy tym utrudniać właściwy rozwój emocjonalny dzieci i młodzieży przez to, że nie sprzyja adekwatnemu i kulturalnemu wyrażaniu emocji i panowaniu nad nimi.

Język agresji powoduje zanikanie głębszej refleksji nad rzeczywistością, krytycyzmu opartego na dogłębnej analizie zjawisk. Agresja językowa nie dopuszcza wątpliwości, refleksji, wielostronnego namysłu; opiera się na doraźnych, impulsywnych reakcjach emocjonalnych. W konsekwencji wyraźnie zubaża ona i spłyca sposób odbioru rzeczywistości.

Najgroźniejsze wydaje się jednak inne zjawisko. Agresja językowa przez swoją powszechność, a zwłaszcza występowanie w mediach i wypowiedziach osób publicznych zaczyna być postrzegana jako zwyczajne zachowanie językowe. Niestety, panuje na nią coraz większe społeczne przyzwolenie, coraz rzadziej jest ona uznawana za coś niestosownego.

Z wszystkich wymienionych tu, zaledwie zarysowanych i tylko wybranych zjawisk związanych z agresją językową niedwuznacznie wynika, że jest ona zjawiskiem niebezpiecznym, któremu warto się przeciwstawiać. Szczególnie groźny wydaje się przy tym jej wpływ na ludzi młodych, którzy uczą się zachowań – także zachowań językowych – od nas, dorosłych. Warto zrobić swoisty rachunek sumienia i zastanowić się nad tym, jakiego języka będą używali, w jaki sposób będą toczyli spory, jak będą się do siebie (i do nas!) odnosili, jak będą wyrażali emocje i krytyczne oceny oraz rozładowywali napięcie emocjonalne najmłodsi, którzy swój język wzorują na tym, co współcześnie słyszą i widzą dookoła. Czy rzeczywiście chcemy, aby nasze dzieci i wnuki na co dzień używały języka, który starszemu pokoleniu kojarzy się jedynie ze społecznym marginesem? Jeśli nie – już dziś zacznijmy chronić język przed agresją!

Konsekwentna w czynieniu dobra

Konsekwentna w czynieniu dobra

O Annie Majdzie

Bożena Piasta

 

 

Dziękujemy Ci Matko, że jesteś. Bądź nam nadzieją i światłem na drogach wiary...  modli się ze wszystkimi w Telewizji TRWAM Anna Majda. Gra kameralny zespół Jolanty Pietrali. Młodzież recytuje wiersze religijne. Z sanktuarium Ostrej Bramy nad Kamienną, z kaplicy wyniesionej ponad uliczkę spogląda na pielgrzymów Matka Miłosierdzia. Ksiądz kustosz powtarza słowa św. Maksymiliana: Matko, nie masz na swych rękach Dzieciątka Jezus, to weź nas...

To przy tym sanktuarium działa od kilku lat skarżyski Oddział Polskiego Związku Kobiet Katolickich i jego obecna prezesAnna Majda. Przez lata pełnienia swej funkcji dała się poznać jako osoba ofiarna, aktywna społecznie, niezwykle pomysłowa i – umiejąca porwać swym przykładem innych do czynienia dobra.

 

Życie rodzinne

 

Rodzice Anny, dziś inżyniera, pracownicy zakładów metalowych MESKO w Skarżysku-Kamiennej, wywodzący się ze wsi, stworzyli i jej, i rodzeństwu dobry, serdeczny dom. Z niego wyniosła takie zalety jak: szczerość, punktualność, umiejętność dotrzymywania słowa, odpowiedzialność, życzliwe spojrzenie na każdego człowieka. Stara się nie osądzać ludzi, a dostrzegać ich potrzeby…

Dom rodzinny nauczył ją kochać przyrodę, teatr, ale nade wszystko – ludzi… Nauczył ją też tego, co wypływa z bliskiej jej życiowej filozofii ks. Jana Bosco:być radosnym, dobrze czynić i wróblom pozwolić ćwierkać. Ojciec zaszczepił w niej ponadto poczucie humoru i – miłość do książek. To on czytał dzieciom na głos, mama zaś z chęcią śpiewała i recytowała wiersze.Dzięki takiemu klimatowi Anna odkryła, jak wielką radością jest sprawianie radości innym. I tę prawdę, że, jak mawiała Matka Teresa z Kalkuty: nie musimy robić nic wielkiego – za to małe rzeczy z wielką miłością.

Zawsze  uwielbiała też czynić najbliższym – niespodzianki. Na przykład mężowi na 40. urodziny przygotowała występ teatrzyku kukiełkowego z udziałem ich dzieci na temat dziejów rodziny, a na jego 50-kę zorganizowała (w zupełnej tajemnicy) wyjazd do Zakopanego i wejście na Giewont. Na 25-lecie ślubu byli na pieszej pielgrzymce, w czasie której odprawiona została Msza św. w ich intencji. Z tej okazji wszystkim członkom rodziny ofiarowała koszulki z ich zdjęciem i dowcipnymi napisami. Swoim teściom na 40. rocznicę ślubu zaaranżowała teatr z występami wnuków…

Mąż – Jerzy, również inżynier, udziela się, podobnie jak Anna, w życiu parafii. Czwórka dzieci: Karolina, Magdalena, Mateusz, Jan nie sprawiały nigdy kłopotów wychowawczych, a dziś mają już własne życie. Piąte dziecko – Staś zmarł podczas porodu. Anna i Jerzy tworzą od początku małżeństwa udaną, zgodną i kochającą się rodzinę. Niedawno urządzili wspólnie z innym członkami rodu zjazd rodzinny Pstrokońskich, z której mąż wywodzi się po kądzieli. Anna ułożyła wówczas rodzinną pieśń, przygotowała drzewo genealogiczne, powitalny napis i występy młodzieży.

 

Pani prezes

Anna przypomina sobie spotkanie sprzed 14 lat z redaktor Marią Wilczek, ówczesną krajową prezeską Polskiego Związku Kobiet Katolickich, która przyjechała do Ostrej Bramy w Skarżysku-Kamiennej, z zamiarem założenia tu oddziału PZKK. Pamięta ten październikowy dzień, słowa o tym, jak wiele kobiety mają do zrobienia dla swoich rodzin, dla dzieci, własnej formacji religijnej, a także swojego środowiska, i że we wspólnocie łatwiej działać i łatwiej przeciwstawić się złu, które niepostrzeżenie próbuje zawładnąć naszym życiem. I choć zgadzała się ze słowami prelegentki, nie miała odwagi, żeby od razu zaangażować się w nową działalność. Wraz z mężem była już członkiem Bractwa Matki Bożej Miłosierdzia przy skarżyskim sanktuarium, a w domu miała czworo dzieci, oczekiwała na kolejne, ponadto pracę zawodową… (I tak oddział powstał, wówczas bez jej udziału). Dopiero po kilku latach, na skierowane bezpośrednio do niej zaproszenie Teresy Metzger (ówczesnej przewodniczącej skarżyskiego oddziału Związku) i po konsultacji z mężem – mogła powiedzieć „tak”. A nieco później, kiedy po 13 latach prezesury Teresa ze względów osobistych zrezygnowała z piastowanej funkcji liderki, Anna, aczkolwiek z niepokojem, zgodziła się przewodniczyć oddziałowi. I zaczęła pracować społecznie z podobnym zaangażowaniem jak jej znamienita poprzedniczka.

Dzięki inicjatywom i pracy Anny, ale i wszystkich członkiń, mała wspólnota trwa, rozwija się i aktywnie uczestniczy w życiu skarżyskiego sanktuarium, także w organizowanych spotkaniach o charakterze towarzyskim. Na przykład w sobotę karnawałową w Domu Pielgrzyma spotkali się księża, wolontariusze i panie z PZKK (z inicjatywy tych ostatnich), by uczcić dwudziestolecie istnienia skarżyskiego sanktuarium. Pani prezes napisała na tę okazję tekst ballady, panie wykonały rysunki i tekturowe figurki do szopki, w której znaleźli się wszyscy trudzący się przy budowie Ostrej Bramy nad Kamienną. Bo Anna ma niezłe pióro. Jest autorką artykułów drukowanych w tygodniku parafialnym oraz tekstów satyrycznych, pisanych na różne okoliczności. Tematów nigdy jej nie brakuje.

A w oddziale Anna otacza swoje podopieczne serdecznością, ale i mobilizuje je do działania. Są wśród nich, m.in. Ala – chórzystka i świetna dekoratorka, Ewa – prowadząca parafialną świetlicę środowiskową dla dzieci, Bożenka, Sława i Jola, które troszczą się o przybywających pielgrzymów, Tereska i Ania pracujące w parafialnym sklepiku. Wszystkie koleżanki, na czele ze Sławą, uczestniczą w przygotowywaniu posiłków w jadłodajni dla potrzebujących takiej pomocy.

Z dumą i radością kilkakrotnie w roku Anna wraz z towarzyszkami noszą na ramionach podczas procesji obraz Ostrobramskiej Pani. Poczytują to sobie za zaszczyt i wielkie wyróżnienie. Niosąc wizerunek Maryi, modlą się wspólnie nie tylko w osobistych intencjach, ale i za Polskę, Kościół i dobro tych, którzy je o modlitwę prosili.

Na pamiątkę dnia założenia oddziału spotykają się każdego 8 dnia miesiąca. Nadal rozpoczynają te spotkania modlitwą do Ducha św., a kończą zawierzeniem się Matce Bożej. I nieustannie chcą być aktywne, pożyteczne dla swoich rodzin, parafialnej wspólnoty, społeczności miasta.

 

Nieustannie aktywna

Anna wspomina swoją pierwszą „akcję”. To było przed Wielkanocą, gdy w ramach pomocy rodzinom, wraz ze śp. Zosią Wieczorską, odwiedzały rozsiane na obrzeżach miasta hurtownie spożywcze, zachęcając właścicieli do podzielenia się produktami z najbardziej potrzebującymi. Pamięta zbiórkę pieniędzy, którą przeprowadziły na rzecz chorej dziewczynki, pamięta pomoc materialną rodzinie z trzynaściorgiem dzieci, której tuż przed świętami odcięto prąd za niepłacenie rachunków… Potem była pomoc powodzianom z terenów podgórskich – transport środków czystości, odzieży, żywności, zabawek, mebli… I spotkania przy choince rokrocznie organizowane dla dzieci z rodzin objętych szczególną troską. – Każdą nową inicjatywę – podkreśla Anna – rozpoczynamy modlitwą o siłę i potrzebne łaski.

Teraz, jako młoda babcia, Anna zajmuje się także, wraz z mężem, wnuczętami. Ale, jak to bywa na osiedlu, nadal spotyka się z koleżankami na trasie: do redakcji, do sklepu, kiosku, na pocztę… Przysiadają czasem na krótką pogawędkę na ławeczce, idą promenadą ostrobramską, wiodącą do kościoła, gdzie: Msza św., roraty, koronka, adoracje, Droga krzyżowa czy różaniec, nabożeństwa, w których biorą aktywny udział jako członkinie PZKK. I gdzie wspólne działania w duchu Caritas. Bo, jak mówi Anna – „Nie można zatrzymać się w pół drogi ku dobru”.

A więc znów przygotowanie, np. paczek i zabawy dla ubogich dzieci, a żeby były obdarowane trzeba: zawiesić serduszka na choince, posegregować dary, ładnie je opakować, urządzić zabawę i pobyć z dziećmi oraz sponsorami. Anna wielokrotnie organizowała także wspólne kolędowanie, zabawę w podchody dla środowiska harcerskiego, bywała też św. Mikołajem, podrzucając w odległych dzielnicach miasta skromne prezenty i laurki.

Zawsze znajdowała na to czas. I nigdy go na takie działania nie żałowała. Nie żałuje go także na indywidualne, bądź w gronie członkiń PZKK, adoracje przed Najświętszym Sakramentem, ani na piesze pielgrzymki na Jasną Górę, ani na pracę na rzecz potrzebujących w jadłodajni Domu Miłosierdzia. Posiada dar godzenia obowiązków zawodowych z pracą na rzecz innych.

– Aniu – zapytałam kiedyś – jak znajdujesz czas na te wszystkie działania, przecież masz jeszcze obowiązki wobec licznej rodziny? Odpowiedziała wówczas:

– Sądzę, że dawanie radości, troska o drugiego człowieka jest dla każdego z nas – chrześcijańskim obowiązkiem. W moim przypadku wypływa ona także z wewnętrznej potrzeby, ukształtowanej przez przykład życia i świadectwo prawdziwej miłości bliźniego, jaki wciąż daje mi, dziś już 85-letnia mama. My, skarżyszczanie, mamy też możliwość zawierzenia się Panu Bogu przez ręce Matki Bożej Miłosierdzia – Patronki Miasta, która kształtuje nasze serca. To dzięki Jej orędownictwu i darom Ducha św. tak łatwo godzić pracę i działalność społeczną z troską o rodzinę. Wystarczy tylko chcieć i z ufnością prosić o pomoc najlepszą z Matek...

 

Pomocna i konsekwentna

Anna jest osobą wrażliwą na ludzką krzywdę i konsekwentną w niesieniu pomocy. Porusza ją los każdego człowieka. Pochyla się nad leżącym na ulicy, często pijanym, mimo że niejednokrotnie miewała w takich sytuacjach kłopoty. Uważa, że trzeba też innym dawać szansę bycia dobrym, bo w ludziach dobro istnieje. Chodząc z kwestą, stara się nie omijać tych, o których sądzono, że nie są życzliwi ani ofiarni. Uruchamia w nich tę falę dobra, o którą siebie nie posądzają.

Uważa, że słońce wstaje dla każdego i każdego dnia mamy szansę zrobić coś dobrego, poprawić się, być lepszym. Gdy spotyka człowieka, który opowiada jej o swoich problemach, to natychmiast przychodzą jej do głowy pytania: „Co mogę dla niego zrobić? Jak pomóc?”. Anna chce brać współodpowiedzialność za sprawy, które uważa za ważne. Nie chce być bierną, „teoretyczną” chrześcijanką.Miłość winna opierać się bardziej na czynach niż na słowach. Miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie tego, co się posiada – mówił św. Ignacy Loyola, a dla niej jego słowa są dewizą, którą się kieruje. Dlatego nie wystarcza jej samo stwierdzenie, że jest za obroną życia – podejmuje duchową adopcję dziecka poczętego. Nie jest jej obojętny los dzieci w Afryce – wpisuje się więc w dzieło misyjne duchowej adopcji serca. Prosząc Boga o uzdrowienie kogoś z ciężkiej choroby – podejmuje w jego intencji konkretne działania: oprócz modlitwy, post, ale i pomoc jemu i rodzinie. Jest przeciw przemocy w rodzinie, a więc nie przechodzi obojętnie obok drzwi sąsiadów, zza których dochodzą nieprzyjemne głosy; podejmuję z nimi rozmowę, wspierając ich słowem i modlitwą w trudnej, małżeńską sytuacji.

A jej hobby? Anna odpowiada niezmiennie – że jej pasją jest sprawianie radości innym ludziom.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdjęcia:

  1. Anna Majda i Teresa Metzger niosące w procesji obraz Matki Bożej
  2. Jedno ze spotkań w Skarżysku. Opłatek członkiń PZKK z p. Marią Wilczek
  3. Organizatorki PZKK i sponsorzy choinki dla dzieci biednych u Matki Miłosierdzia

Malarskie przedstawienia cudu w Emaus

Malarskie przedstawienia cudu w Emaus

Alicja Szubert-Olszewska

 

„Chrystus w Emaus” – cud opisany w Ewangelii św. Łukasza fascynował wielu artystów. Niejednokrotnie wracali oni do tego tematu. To niezwykłe wydarzenie malowali, m.in.: Bellini, Caravaggio, Rembrandt, Malczewski.

Cud dokonał się w Emaus, oddalonym od Jerozolimy o 60 stadiów (ok. 11 km). „Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus (…). Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawaili z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz ich oczy były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. (…) Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go mówiąc: »Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił«. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy ich oczy się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu” (Łk 24, 13-32).

Ta piękna scena pojawia się najpierw jako jedna z sekwencji w malarskich żywotach Chrystusa. Tak było w przypadku wenecjanina Giovanniego Belliniego. Namalowany przez niego „Cud w Emaus” jest jedną z części cyklu „Życie Chrystusa”. Obraz Belliniego został skomponowany w sposób typowy dla renesansu. Klasyczna, zrównoważona kompozycja, figury ludzkie w układzie symetrycznym stanowią znakomite pendent dla centralnie usytuowanej postaci Chrystusa, która błogosławiąc chleb zdaje się mówić: „Pokój wam”.          

Zupełnie inaczej przedstawił cud w Emaus Caravaggio. Gwałtowna gestykulacja otaczających Zmartwychwstałego mężczyzn, ostre kontrasty światła i cienia, dynamika form zapowiadają barok. Cud w Emaus w ujęciu Caravaggia jawi się jako niezwykle intensywne, dramatyczne wydarzenie.

Rembrandt także namalował cud w Emaus. W jego czasach, w Holandii ten temat był dość popularny wśród malarzy. Holandia przeżywała wówczas coś, co można by nazwać siedemnastowiecznym konsumpcjonizmem; ten kraj był wtedy niewątpliwie „najtłustszym” i najbogatszym skrawkiem Europy. Dobrobyt, nieograniczony apetyt na życie, wybujała konsumpcja, charakterystyczne dla tego miejsca i czasu, znalazły swoje odbicie w holenderskiej sztuce. Malowano więc niezliczone ilości „Spiżarni” pełnych dziczyzny, szynek i kiełbas, „Straganów” uginających się pod ciężarem ryb i owoców morza oraz „Kuchni”, w których te dobra przetwarzano na smakołyki. Nawet, kiedy wyobrażano cud w Emaus, to czyniono to z perspektywy kuchni. Na pierwszym planie, wśród kotłów, zabitych zwierząt, parujących potraw uwijali się kucharze, psy i koty. Cud dokonywał się zaś na ostatnim planie, daleko w tle, w aureoli światła łamał chleb Zbawca, ledwo widoczny zza tego egzystencjalnego zgiełku.

Inaczej Chrystusa w Emaus przedstawił Rembrandt, uczynił to w sposób skrajnie wstrzemięźliwy: skromne wnętrze, puste ściany, pusty stół, dwa puste talerze, żadnych potraw, tylko chleb w rękach Zmartwychwstałego. Jedynym źródłem światła wydobywającym kształty z ciemności jest to bijące od Chrystusa.

Jacek Malczewski malował Chrystusa w Emaus dwa razy: w 1909 i w 1912 roku. W jego bogatym dorobku artystycznym znalazły się prace o różnym znaczeniu artystycznym. Podobnie jest też w przypadku tych dwóch realizacji. W późniejszej wersji tego tematu (z 1912 r.) widoczne są pewne przejaskrawienia, rodzajowość tego dyptyku przesłania istotę cudu. Wcześniejszy (z 1909 r.), tryptyk „Chrystus w Emaus” należy do grupy najwartościowszych prac Malczewskiego. Rozpoczyna on cykl obrazów religijnych, których celem było uzmysłowienie odbiorcom przekazów Ewangelii, które artysta próbował wyrazić w swej malarskiej wizji. W tryptyku ujawniło się ponadto ciągle obecne w twórczości Malczewskiego zaangażowanie w sprawę polską. Powołując się na wątek Ewangelii, wyraża on w tym dziele także „swój czas” – czas przedwiośnia, czas przeczuwanego zmartwychwstania Polski. Dominantą tryptyku jest usytuowana w jego części środkowej majestatyczna postać Chrystusa. Po obu Jego stronach artysta umieścił wizerunki Sybiraków w katorżniczych szynelach. Wątek sybiracki był już wcześniej obecny w malarstwie Malczewskiego, w jego realistycznych obrazach: „Na etapie”, „Wigilia na Syberii”, „Święcone na Syberii”.

W „Chrystusie w Emaus” ten wątek ulega przekształceniu, objawia się w formie symbolicznej, staje się wizją, zapowiedzią. Sybiracy w szynelach katorżniczych to powracający do ojczyzny żołnierze-tułacze. Ukazujący się im w całym swoim majestacie, świetlisty, w tęczowym blasku Chrystus to znak nadziei. Ten profetyczny tryptyk został namalowany prawie 10 lat przed powstaniem niepodległej Polski.

Do legendy przeszły słowa Jacka Malczewskiego, które kierował do studentów krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych podczas korekt: „Malujcie tak, żeby Polska zmartwychwstała”. On sam tak malował.