Budowałam barykadę

b_240_0_16777215_00_images_numery_7_8_176_2009_ok.jpgBudowałam barykadę

Minęło 65 lat

 

Wybitna poetka i dramatopisarka, Anna Świrszczyńska (1909-1984), lata niemieckiej okupacji przeżyła w Warszawie, zarabiając na utrzymanie rodziny jako robotnica, kelnerka i salowa. Uczestniczyła też aktywnie w konspiracyjnym ruchu kulturalnym. W roku 1944, w czasie 63 dni walk stolicy dzieliła tragiczne losy mieszkańców. Była sanitariuszką w powstańczym szpitalu. Ocalała, choć z całym personelem przez godzinę stała pod murem, czekając na rozstrzelanie. Po wojnie zamieszkała w Krakowie. Trzydzieści lat po wydarzeniach, jakie dotknęły „miasto nieujarzmione”, wydała liczący ponad sto wierszy poetycki notatnik-kronikę pt. „Budowałam barykadę”, wstrząsające epitafium pamięci bohaterów. Nazwano poetkę Homerem Powstania Warszawskiego. Twórczość Anny Świrszczyńskiej cenił wysoko Czesław Miłosz, tłumacząc wiele z jej liryków na język angielski. Liczne jej utwory dla dzieci i młodzieży ukazały się w przekładach na język niemiecki, rosyjski, czeski i serbski.

Status poety – a więc i własny – autorka tak określała: „Pali się w nim nieustanny ogień, bunt przeciw człowieczemu cierpieniu i człowieczej krzywdzie (…). Nie zgadzając się na dziś, przyśpiesza piękniejsze jutro (…). Jest wrażliwością i sumieniem świata”.

 

Wypowiedź autorki zbioru „Budowałam barykadę” na temat powstania 1944 r.:

Powstanie Warszawskie w 1944 r. było jednym z najbardziej tragicznych wydarzeń drugiej wojny światowej. Przyniosło ono całkowitą zagładę milionowego miasta. Warszawa zamieniła się w pustynię pełną trupów, ruin i zgliszcz. Całą ludność, która zdołała przeżyć piekło walki, wypędzono, wywieziono do rozmaitego rodzaju obozów. Po kapitulacji żołnierze niemieccy palili i wysadzali w powietrze dom po domu, wszystkie budynki, które ocalały w czasie działań wojennych. Himmler powiedział: „Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony odstraszający przykład dla całej Europy”.

Uległ całkowitej zagładzie bezcenny dorobek kulturalny, gromadzony od wieków w stolicy przez liczne pokolenia Polaków. Wspaniałe pałace, zamek królów polskich, zabytkowe kościoły, bogate zbiory sztuki, muzea, biblioteki zamieniły się w popiół i gruz. Zginął kwiat młodej inteligencji, wychowanej w romantycznym umiłowaniu wolności. Zginęły tysiące bohaterskich dzieci, dwunasto- trzynastoletnich, które z bezprzykładną odwagą rzucały się na czołgi z butelkami benzyny i przenosiły pod gradem kul meldunki. Armia niemiecka walcząca z powstańcami była świetnie uzbrojona, miała bombowce, czołgi, działa pancerne i miotacze ognia. Broń powstańców, której było bardzo mało, ograniczała się przeważnie do pistoletów i granatów. Ci, dla których zabrakło i tej broni, zdobywali ją często gołymi rękami na wrogu. Powstańcy cierpieli głód i chłód, brak było najprostszych lekarstw i bandaży. Mimo to bili się heroicznie, wierząc, że dzięki zapałowi i ofiarności sprostają druzgocącej sile przeciwnika. Życie w walczącej Warszawie było upiorne. Miasto zostało pozbawione wody, światła, gazu, żywności. Kanalizacja przeważnie nie działała, szpitale nie miały lekarstw ani czystej wody. Dzień i noc szalały nad stolicą bombowce, grzebiąc żywych pod gruzami domów. Przed nalotami ludzie kryli się do piwnic, ale i one nie były bezpiecznym schronieniem. W różnych punktach miasta odbywały się masowe egzekucje mężczyzn, kobiet i dzieci. Niemieckie czołgi, jadące ulicami, szerzyły śmierć i zniszczenie.

Ludność i powstańcy w celach obronnych wznosili na ulicach barykady. Pracowali przy tym wszyscy, bez różnicy wieku i płci. Ludzie całymi dniami nie jedli, nie spali, nie myli się. Nikt nie wiedział, czy przeżyje następne pięć minut. Mimo tych potwornych warunków miasto walczyło bohatersko przez 63 dni. Zarówno powstańcy, jak cywile wykazywali niezwykły hart ducha, wreszcie jednak wobec braku żywności, broni i amunicji Warszawa musiała się poddać.

 

Oprac. Maria Żmigrodzka