W klimacie dwudziestolecia

b_240_0_16777215_00_images_numery_2_171_2009_okl.jpgW klimacie dwudziestolecia

Alicja Szubert-Olszewska

 

Obecnie coraz więcej galerii i muzeów, tworząc ekspozycje tematyczne, wciela ideę reprezentowania świata poprzez przedmioty – przedmioty zwykłe, najpopularniejsze, najbardziej charakterystyczne. Podobnie postąpili twórcy wystawy „Dwudziestolecie. Oblicza nowoczesności”. Widzimy tam przedwojenne zabawki, meble, maszyny do pisania, drewniane śmigło samolotowe, żurnale, plakaty, reklamy, zfotografowany nocą jeden z pierwszych polskich neonów reklamujący mydło Schichta, drewniane narty, skórzane buty narciarskie i piłki, i przepiękne, kunsztownie skrojone, rzadkiej elegancji suknie z kolekcji Ossolineum z Wrocławia, wśród nich kreację projektu Wandy Telakowskiej skomponowaną na Bal Polskiego Jedwabiu (chodzi o nasz „milanówek”) zorganizowanego pod patronatem prezydentowej Mościckiej. Każdy z tych przedmiotów, z tak bardzo przetrzebionej, materialnej spuścizny dwudziestolecia, zasługuje na ekspozycję w salach muzealnych. Obecnie żyjemy w świecie, w którym podział na sztukę elitarną i niską jest coraz mniej ostry. Bywa, że niejeden obraz współczesny czy instalacja są mniej wartościowe artystycznie niż przedmiot użytkowy, zaprojektowany przez dobrego designera, czy profesjonalnego rzemieślnika. Więcej taki wyrób mówi o epoce, w której powstał, o jej systemie wartości niż niejedna, tzw. „prowokacja artystyczna”. Wiele zmieniło się w pojmowaniu przedmiotu kultury, i dlatego muzea coraz częściej poszerzają swoją ofertę o artefakty, które dawniej nie były kwalifikowane na pokazy. Współczesny widz dostrzega w pospolitym z pozoru wyrobie użytkowym nie tylko wartości poznawcze i estetyczne. Stary przedmiot potrafi go głęboko wzruszyć. Przydarzyło się to także i mnie, kiedy na wystawie „Dwudziestolecie. Oblicza nowoczesności” w dziale poświęconym dzieciom zauważyłam w gablocie czerwoną okładkę książki „Literki zaczarowane - otwórz książkę wstaną same”. Taką samą dostałam w prezencie pod koniec wojny, dzięki niej nauczyłam się czytać.

Wystawa „Dwudziestolecie. Oblicza nowoczesności” obejmuje najrozmaitsze obszary rzeczywistości, od historii, polityki, przemysłu po sport, sztukę, modę i rozrywkę; jest próbą ogarnięcia wielkiego materiału, skomplikowanej mozaiki, jaką była wówczas odrodzona po 123 latach niewoli Polska, wielonarodowa, wielowyznaniowa, wielokulturowa. Pojemność takiego medium, jak wystawa jest z konieczności ograniczona. Tak złożony fenomen jak narodziny i budowa państwa, jego instytucji trudno zamknąć w formie ekspozycji. Niemniej każda próba stworzenia syntezy, rekonstrukcji tego czasu, jego ducha jest potrzebna. Twórcom ekspozycji „Dwudziestolecie. Oblicza nowoczesności”, zaprezentowanej na Zamku Królewskim w Warszawie udało się przedstawić przestrzeń wprowadzającą współczesnego widza w klimat dwudziestolecia międzywojennego, potrafili pokazać żywiołowość i dynamikę tych lat, nie niszcząc ich legendy, mitu. W tym wielowątkowym eseju opisującym dwudziestolecie chciałabym wyróżnić jeden wątek: ikonosferę tej epoki, jej stronę wizualną, reprezentowaną przez sztukę wysoką i przez przedmioty codziennego użytku, wytwory ówczesnego rzemiosła i przemysłu. Międzywojenna sztuka wyrażała się w dialogu. Ponadnarodowy styl geometryczno-techniczny, reprezentowany na wystawie przez prace Henryka Stażewskiego i Mieczysława Szczuki, pozostawał w sporze ze stylem odwołującym się do tradycji narodowej i ludowej, zilustrowanej dziełami Łukaszowców, Władysława Skoczylasa oraz triumfatorów Wystawy Paryskiej w 1925 r.: Zofii i Karola Stryjeńskich, Wojciecha Jastrzębowskiego, Józefa Czajkowskiego Jana Szczepkowskiego. Ci ostatni głosili i praktykowali zmniejszenie dystansu sztuki od życia, przystosowanie jej do potrzeb formującego się wówczas nowoczesnego, demokratycznego społeczeństwa II Rzeczypospolitej. Polskie wzornictwo lat dwudziestych i trzydziestych, nasze art déco zawierało  wiele aluzji do zakopiańskiej snycerki, kurpiowskiej wycinanki, huculskich kilimów, odwoływało się do starych, wypróbowanych przez wiele pokoleń technik ludowych. Polscy artyści-wzornicy proponowali odbiorcy sprzęty proste, solidne. W miejsce tandetnego, drobnomieszczańskiego kiczu chcieli zbudować otoczenie człowieka na nowo, tworząc je z logicznych form i szlachetnych materiałów, łącząc modernizm z tradycją. Ich wielostronne działania w widoczny sposób zmieniły publiczną przestrzeń wizualną dwudziestolecia, ich dorobek przedwojenny umożliwił i ułatwił kontynuację, przerwanego przez stalinizm, modernistycznego eksperymentu. Nie byłoby polskiej szkoły plakatu bez Gronowskiego, sukcesu współczesnej polskiej tkaniny bez Eleonory Plutyńskiej, Cepelii bez Telakowskiej, bez twórców „Rytmu” i „Ładu”. Dzięki formalnej konsekwencji, wrażliwości na walory materiału, wierności zasadom funkcjonalizmu – twórczość artystów międzywojennych zachowała atrakcyjność do dziś. Można nawet mówić o renesansie zainteresowania tą epoką.