PRAWDZIWA MIŁOŚĆ CZEKA?

PRAWDZIWA MIŁOŚĆ CZEKA?

Katarzyna Kaczmarek

 

Kiedy czystość przedmałżeńska i wstrzemięźliwość seksualna przed ślubem przestała być normą, obyczajem funkcjonującym w kulturze i mentalności społecznej? Kiedy stała się tylko przejawem religijności oraz identyfikacji z pewnymi normami religijnymi?

Trudno na te pytania znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Duży wpływ na zmianę postrzegania czystości przedmałżeńskiej w świecie, miała rozpoczęta w USA w latach 60. XX wieku rewolucja seksualna, zachęcająca do seksu bez zobowiązań. Ale także w USA przed dwudziestu laty powstał rządowy program edukacji seksualnej młodzieży, mający na celu promocje postaw wstrzemięźliwości seksualnej przed ślubem. Przynosi on już wymierne skutki moralne i zdrowotne. Tysiące amerykańskich nastolatków śmiało mówi, dlaczego czeka z seksem do ślubu. A ci, co uprawiali seks, wybierają tzw. powtórne dziewictwo. To efekt szkolnych programów promujących abstynencję. – Jest to nowa rewolucja seksualna– powiedziałaGail Dignam – amerykańska ekspert ds. dzieci i młodzieży ze stanu Luizjana (USA) na konferencji KAI 16.11.2009 nt. skutecznej edukacji seksualnej na świecie i w Polsce.

 

Ku wstrzemięźliwości

Program edukacji młodzieży ku wstrzemięźliwości powstał w USA w czasach prezydentury Ronalda Reagana. Prezydent zaalarmowany wysokim wskaźnikiem ciąż wśród nastolatków oraz rozprzestrzenianiem się chorób przenoszonych drogą płciową, przychylnie odniósł się do inicjatywy opracowania przez ekspertów programu przeciwdziałającemu temu zjawisku.
Gail Dignam podkreśliła, iż w świetle ostatnich badań naukowych młodzi Amerykanie coraz później rozpoczynają aktywność seksualną, zaś program promujący wstrzemięźliwość jest w Ameryce coraz bardziej popularny i przyjmowany przez kolejne stany. W szkołach USA, w których ten program przyjęto wyniki są dostrzegane już po roku zajęć z młodzieżą. Gail Dignam mówiła: – dostaję telefony od dyrektorów szkół, w których już po pierwszym roku działania programu nie odnotowano żadnych ciąż nastolatek albo znacznie zmniejszyła się ich liczba. Zmniejszyła się też liczba aborcji. Sądzę, że dodatkowym wzmocnieniem dla tego programu jest powstawanie młodzieżowych klubów abstynentów (od seksu, narkotyków i alkoholu). Wyobrażam sobie, że świadectwo życia, dawane przez abstynentów rówieśnikom może działać skuteczniej niż niejeden program oparty o przekaz dorosłych. Młodzi Amerykanie – zdaniem gościa z Luizjany –są dumni z drogi, jaką wybrali i mówią śmiało o tym, że są prawiczkami i dziewicami, że czekają z seksem do ślubu. Popularne jest także noszenie przez młodzież obrączki z napisem „true love waits” (prawdziwa miłość czeka).

A jak jest w Polsce?

Do seksu przed ślubem przyznaje się aż 95% młodych ludzi – kandydatów do sakramentalnego związku małżeńskiego. Wiele z tych par to wieloletnie konkubinaty. Powszechność obierania takiej drogi sprawia, że ten „styl życia” staje się trendy i głos sumienia jest zagłuszany stwierdzeniem: przecież wszyscy tak robią. Nie mieć doświadczeń współżycia seksualnego w wieku 15-17 lat – to dla młodzieży prawdziwy „obciach”. Zapytałam znajomą dr ginekolog o skalę tego zjawiska wśród pokolenia nastolatek. Moje obawy potwierdziły się. Do gabinetu często przychodzą matki 13- i 14-latek z prośbą o wypisanie leków antykoncepcyjnych, bo „córka jedzie na obóz”. „Nie, nie ma jeszcze chłopaka, ale zawsze może się to zdarzyć”. Z wywiadu wynika często, że rodzice sami nie rozmawiają z dziećmi na te tematy albo jedynie przestrzegają przed kłopotliwymi (także dla nich) możliwymi skutkami zbliżeń wśród nieletnich i wciskają im środki antykoncepcyjne. Podejmowanie współżycia seksualnego już przez nastolatków jest problemem społecznym, w którego rozwiązanie zaangażowane są różne (nie tylko religijne) instytucje. Amerykańskie wzorce wychodzenia z tych problemów mogą być pomocne, ale ze względu na inne warunki społeczno-kulturowe – tylko do pewnego stopnia.

Międzynarodowa fundacja Wiedzieć Jak opracowała polską wersję najskuteczniejszego z amerykańskich programów. Ministerstwo Edukacji Narodowej zaleca go gimnazjom i szkołom ponadgimnazjalnym. Amerykańska wersja programu składa się z 36 lekcji, polska –z 12. Pierwsze szkolenie nauczycieli odbyło się w Łodzi z udziałem pani Gail Dignam. Mimo początkowego sceptycyzmu polskich nauczycieli, co do skuteczności zachęty do wstrzemięźliwości seksualnej pod wpływem szkoleń i spotkań Gail Dignam z uczniami, zmienili zdanie. Zajęcia z uczniami były realizowane na różnych lekcjach –nie tylko na lekcji wychowania do życia w rodzinie, ponieważ program obejmuje całe spectrum problemów edukacji, tj. edukację seksualną, zdrowotną, formację charakteru (!). W ramach lekcji poruszane są ważne, szczegółowe zagadnienia, takie jak: AIDS i inne choroby przenoszone drogą płciową, poczucie własnej wartości, stawianie granic, komunikacja, randki, relacja z rodzicami. Promowany jest zdrowy styl życia, wolny od zachowań wysokiego ryzyka (alkohol, narkotyki, seks pozamałżeński, pornografia). Program ten chociaż współbrzmi z katolicką nauką jest z założenia ponadreligijny. Jak zaznaczyła Ewa Szatkowska-West, przewodnicząca rady fundacji Wiedzieć Jak podstawową wartością jest szacunek dla wolności. Dlatego też nie narzuca się i nie zmusza do wyboru proponowanego stylu życia. Podkreśla się, że jest to osobisty wybór drogi życia. Tylko to co samemu przyjmie się za wartościowe, pozwoli na wyrwanie się z dominujących trendów i mód i opieranie się temu, co „wszyscy” robią.

 A tymczasem, życie w czystości, jest traktowane jak piętno. Młodzi Polacy raczej wstydzą się tego. Na konferencji była młodzież z I klasy jednego z warszawskich liceów. Zapytany po konferencji szesnastolatek, czy gdyby sam wybrał drogę wstrzemięźliwości seksualnej, zachęcałby także innych do takiego wyboru –potrząsnął przecząco głową. To przecież zupełnie pod prąd tego, co uważa się za normę w środowisku rówieśniczym. Ta spontaniczna reakcja chłopca pokazuje, ile mamy do zrobienia, jeśli chodzi o wychowanie do dojrzałości, do odwagi podejmowania własnych, zgodnych z własnym sumieniem decyzji, zwłaszcza wtedy, gdy są niepopularne, nie są powszechnie wybierane. Gdy rozumie się szeroko sens czystości przedmałżeńskiej –podjęta decyzja przynosi radość. A jeśli radość – to chce być dzielona. Czy to będą kluby abstynenckie czy inne formy dostosowane do warunków społeczno-kulturowych danego kraju, to nieważne. Ważne, żeby świadectwo było autentyczne. Tylko wtedy pociąga.

W Polsce mamy dobre przykłady programów wychowania do życia w rodzinie. Pan dr Szymon Grzelak, psycholog, autor książki: Profilaktyka ryzykownych zachowań seksualnych młodzieży. Aktualny stan badań na świecie i w Polsce oraz Dziki ojciec przedstawił swój model profilaktyki zintegrowanej. Nie jest to tylko model teoretyczny, ale program realizowany w praktyce, oparty na trzech zweryfikowanych empiryczne założeniach:

·         Samo „bezstronne przekazywanie wiedzy” jest całkowicie nieskuteczną strategią zmieniania postaw młodzieży. Skuteczne jest silne i umiejętne motywowanie młodzieży do przyjęcia proponowanych postaw życiowych.

·         Potrzeba uzgodnienia skuteczności wychowania w sferze seksualnej z warunkami społeczno-religijno-kulturowymi danego kraju, co w Polsce oznacza „wychowanie szanujące tradycyjny system wartości, w którym ceniona jest wierność, a kontakty seksualne łączy się z kontekstem małżeństwa” (S. Grzelak).

·         Ważnym warunkiem skuteczności wychowania w sferze seksualnej jest bardzo wysoki poziom metodyczny zajęć.

 

Archipelag skarbów

Przykładem skutecznego oddziaływania jest autorski, 8 - godzinny program dra Grzelaka „Archipelag Skarbów”. Poddano badaniom jego skuteczność w latach 2007-2008 i stwierdzono, że w zachowaniu uczniów zaszły bardzo istotne zmiany. Okazało się, że odpowiednio prowadzona edukacja w sprawach miłości i seksualności nie tylko wpływa na zmianę postaw i zachowań w tych dziedzinach, ale przynosi jeszcze szereg korzystnych zmian w stylu życia młodych ludzi (ograniczenia spożycia alkoholu i narkotyków, spadek myśli samobójczych, poprawa atmosfery w klasie).

Zapamiętam na długo spotkanie z dr. Grzelakiem, przysłuchiwanie się jego wystąpieniu na konferencji, a potem rozmowie z młodzieżą po konferencji. Ugruntowało mnie to w przeświadczeniu, że on jest człowiekiem, któremu „silne i umiejętne przekonywanie” może się udać: zaraża radością życia, lubi młodzież i rwie się do spotkań z nią, ciekawy jest ich poglądów, szybko nawiązuje kontakt nawet z najbardziej czupurnymi. Mąż jednej żony i ojciec czworga dzieci, psycholog o „dzikim sercu” sam przyznaje, że jego „dzikość” to pasja, niekonwencjonalność i przekonanie o mocy inicjacji w wychowaniu, otwartość na nowe wyzwania stawiane nowemu pokoleniu. Człowiek z pasją. Zna młodzież i jej potrzeby. Wychodzi od tego, co wspólne chyba wszystkim. Od marzeń. Każdy marzy o przeżyciu prawdziwej miłości. Dr Szymon Grzelak ukazuje drogę do niej na przykładzie własnego życia, własnych zmagań i własnych sukcesów. Jest autentyczny.

Zaprezentowane programy napawają optymizmem. Ale – uwzględniając zakres potrzebnych zmian społecznych – to kropla w morzu. W Polsce – w okresie minionych 10 lat – ponad 20 000 polskich nauczycieli ukończyło 270 godzinne kursy kwalifikacyjne. Niestety poziom metodyczny zajęć jest bardzo różny. Wiadomo jednak, że wychowuje się nie tylko w szkole. Potrzeba współpracy szkoły, rodziny, mediów, formalnych i nieformalnych środowisk rówieśniczych. Wychowanie w sferze seksualnej jest szczególnie trudne, przy niejednolitym przekazie wartości. Media propagują swobodę seksualną bez ograniczeń, i coraz częściej tradycyjne, chrześcijańskie wskazania dotyczące przeżywania miłości i seksualności przeciwstawiane są naturze i szczęściu człowieka. Co więcej,także wielu chrześcijan zatraciło właściwe rozumienie, a co za tym idzie przeżywanie swojej seksualności i czystości małżeńskiej w ogóle, nie tylko przedmałżeńskiej.Te 95% młodych ludzi współżyjących ze sobą i zjawiających się później na kursach przedmałżeńskich, odkrywa przy okazji moc problemów społeczno-kulturowych i kondycję moralną (albo jej brak) naszych rodzin. To często nasze dzieci, nasze wnuki. A więc, aby im pomóc, to my najpierw powinniśmy się nawrócić.

Młodzież często nie przyjmuje słownego pouczenia, ale może przyjąć od nas świadectwo przekazywane życiem. To ono najpełniej może ukazać im takie wartości, jak wierność, szacunek, uczciwość. Pod warunkiem, że sami będziemy przekonani o wartości czystości i o istnieniu prawdziwej miłości, która potrafi czekać.Świat potrzebuje nie nauczycieli, ale świadków – powiedział Jan Paweł II. Nie osądzajmy więc innych, tylko bądźmy… świadkami miłości.

 

 

Pomocne adresy:

Międzynarodowa fundacja „Wiedzieć Jak” e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., tel. Lidia Klempis: 501 45 29 37, Ewa Szałkowska-West 501 45 26 37.

Dr Szymon Grzelak, Fundacja Homo Homini, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript., tel. 664-634-036

Interesujące strony:

www.jasimalgosia.pl

Tu jest kolebka naszej kultury

Tu jest kolebka naszej kultury

 

O funkcji prymasa, pierwszej metropolii i korzeniach polskiej tożsamości z abp. Henrykiem Muszyńskim, Prymasem Polski rozmawia Maria Wilczek.

 

Miejscem siedziby prymasów Polski, po siedemnastu latach, znów staje się Gniezno. Chciałabym zapytać, Księże Prymasie, czym podyktowana została, podjęta w 2006 r., decyzja Ojca Świętego dotycząca tej zmiany?

– Najpierw małe sprostowanie. Tytuł prymasa nigdy nie został odłączony od Gniezna. Jest on związany nieprzerwanie z tym miastem od czasów abp. Mikołaja Trąby, od 1416 r., a więc prawie sześć wieków. W 1992 r. ks. kard. Józef Glemp, który został mianowany wcześniej prymasem jako abp. gnieźnieński i warszawski po rozdziale unii personalnej Gniezna i Warszawy, zamieszkał w Warszawie. Zachował nadal tytuł prymasa, który jednak złączony jest wyłącznie z Gnieznem z racji historycznej. Aby podkreślić ten związek z Gnieznem, jako pierwszą metropolią Polski, papież Jan Paweł II nadał prymasowi honorowy tytuł – kustosza relikwii św. Wojciecha, które znajdują się właśnie w Gnieźnie. Stąd decyzja papieża Benedykta XVI mówi o przywróceniu ponownym tytułu prymasa – arcybiskupowi gnieźnieńskiemu, a nie Gnieznu. Wszystkie instytucje w Gnieźnie nieprzerwanie noszą tytuł prymasowski, np. Prymasowskie Wyższe Seminarium Duchowne.

 

Na przestrzeni wieków rola prymasa w Polsce ulegała zmianie. Czy można by prosić o wyjaśnienie, jak ją należy postrzegać dzisiaj?

– Rzeczywiście funkcja i zakres działalności prymasa zmieniały się w ciągu wieków. Prymas Polski pełnił niegdyś, w czasach królewskich, ważne funkcje polityczne, np. interreksa, czyli zastępował króla w czasie wakansu. Miał również tytuł legatus natus, tzn. papieskiego legata „z urodzenia”. W naszych czasach, w okresie międzywojennym i po wojnie, prymasi pełnili różne funkcje jurysdykcyjne. Z urzędu, od czasów kard. Edmunda Dalbora, pełniącego swą funkcję w latach 1919-1926, do czasów kard. Józefa Glempa (1981-2009) byli Przewodniczącymi Konferencji Episkopatu Polski (KEP). Ten okres definitywnie się zakończył. Funkcja nowego prymasa ma już charakter symboliczny. Ze względu jednak na historię, na powagę misji i zasług moich wielkich poprzedników, nadal cieszy się ogromnym szacunkiem i uznaniem. Jest bowiem widomym znakiem jedności i ciągłości Kościoła w Polsce. Dziś prymas nie posiada już specjalnych uprawnień Stolicy Apostolskiej, którymi cieszyli się poprzedni prymasi – August kard. Hlond, Stefan kard. Wyszyński, Józef kard. Glemp. W myśl przesłań II Soboru Watykańskiego, także biskupi polscy sprawują dzisiaj swoją misję bardziej w duchu kolegialnym. Już w samym wstępie statutu Episkopatu Polski, zatwierdzonego przez Stolicę Apostolską, znajduje się stwierdzenie, iż kolegialny wymiar tej posługi jest poniekąd kontynuacją posługi biskupów, którzy w ciągu wieków zbierali się na synodach wokół abp. gnieźnieńskiego – Prymasa Polski.

Statut przyznaje prymasowi honorowe pierwszeństwo wśród biskupów polskich. Tradycyjnie przewodniczy on więc różnym ogólnopolskim uroczystościom i jest także widomym znakiem łączącym Polaków żyjących w Polsce i za granicą. Statut przyznaje także prymasowi miejsce w Radzie Stałej Episkopatu. Jest on w tym gremium – obok biskupów kierujących diecezjami – jedynym niewybieralnym członkiem Rady.

 

W kontekście zmian, o których usłyszałam, chciałabym zapytać, jak Ksiądz Prymas wyobraża sobie swoją posługę?

– Rodzaj i zakres mojej posługi określa jasno i wyraźnie statut Konferencji Episkopatu Polski. Mam tę świadomość, że moja rola jest raczej symboliczna, gdyż dobiega końca okres mojej posługi jako arcybiskupa gnieźnieńskiego. Papież Benedykt XVI i tak ją przedłużył o całe 2 lata, które już niebawem upłyną. Dzisiaj, z tej perspektywy widzę jaśniej niż kiedykolwiek, że moje zadanie wiązało się bardziej z posługą abp. gnieźnieńskiego niż z prymasostwem.

Z woli Jana Pawła II jestem pierwszym po 171 latach (1821-1992) rezydującym w Gnieźnie arcybiskupem. Rząd pruski w czasie zaborów pragnął całkowicie zlikwidować pierwszą archidiecezję i metropolię w Gnieźnie. Nie wyraziła na to zgody Stolica Apostolska. Szukając kompromisu, obie strony zaakceptowały rozwiązanie polegające na tym, że jeden biskup na mocy unii personalnej będzie zarządzał diecezjami poznańską i gnieźnieńską. Od 1948 r., gdy kard. Hlond przeniósł się do Warszawy zaistniała unia personalna pomiędzy archidiecezją gnieźnieńską i warszawską. Dopiero od 1992 r. Gniezno ma swojego własnego biskupa, który mógł zająć się „z bliska” sprawami duszpasterskimi tejże archidiecezji. Właśnie w tym okresie mojego pasterzowania przypadły wielkie tysiącletnie rocznice: w 1997 r. –  śmierci św. Wojciecha, w 1999 r. – kanonizacji św. Wojciecha i w 2000 r. – słynnego Zjazdu Gnieźnieńskiego z pobytem cesarza Ottona III i Bolesława Chrobrego w Gnieźnie Kontynuacją tego zjazdu są kolejne Zjazdy Gnieźnieńskie o zasięgu europejskim, a nawet światowym. W tym roku, w dniach 12-14 marca odbędzie się kolejny, ósmy już zjazd, w 1010 rocznicę pierwszego Zjazdu Gnieźnieńskiego.

W okresie mojego pasterzowania mogłem też, co stanowiło powód mojej ogromnej radości, aż trzykrotnie przyjmować Ojca Świętego Jana Pawła II: w 1991 r. we Włocławku, w 1997 r. w Gnieźnie, w 1999 r. w Bydgoszczy. Oczywiście to były wzruszające, ważne i wyjątkowe dni. Ale liczniejsze i nie mniej ważne są te dni, kiedy w polu widzenia biskupa są parafie jego diecezji, codzienne kłopoty wiernych, praca proboszczów i wikarych. Z wdzięcznością myślę o wszystkich spotkaniach, czy to z okazji udzielania sakramentu bierzmowania czy wizytacji. Umacnia mnie w każdej chwili ta więź, którą tworzy diecezja modląca się za swojego biskupa, włączam się w nią moją modlitwą, także za wszystkie parafie i rodziny w Polsce.

 

Początki chrześcijaństwa na ziemiach polskich, jak i rodzenie się państwowości polskiej wiążą się z działalnością apostolską na tych terenach św. Wojciecha, jego przyrodniego brata św. Radzyma, jak i działaniami ówczesnego polskiego władcy Bolesława Chrobrego. Czy fakt, że każdy kolejny arcybiskup Gniezna będzie pełnił funkcję prymasa może mieć istotne znaczenie dla upowszechnienia wiedzy na temat dawnych kart polskiej historii związanej tak integralnie z tymi trzema postaciami?

– Wszystko czym jest i było Gniezno zawdzięcza ono męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. Na relikwiach św. męczennika powstała pierwsza metropolia i także państwo polskie. Zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI zaznaczali, że tytuł prymasowski łączy się z Gnieznem, bo tu znajdują się relikwie historycznie  pierwszego Patrona Polski. Pomimo upływu wieków kult św. Wojciecha, a ostatnio także jego przyrodniego brata Radzyma Gaudentego jest ciągle bardzo żywy. W Gnieźnie powstał pierwszy kościół pod wezwaniem św. Radzyma, a także kaplica w podziemiach katedry z jego relikwiami, sprowadzonymi z Czech. Corocznie przyjeżdżają do Gniezna tysiące młodych ludzi z całej Polski i tu odbywa się poglądowa lekcja historii, bo np. Katedra Gnieźnieńska jest katedrą koronacyjną nie tylko Bolesława Chrobrego, ale także czterech innych królów polskich – Mieszka II, Bolesława II Śmiałego, Przemysława II i Wacława II. Tu młodzi odkrywają korzenie własnej tożsamości religijnej i narodowej, co ma niewątpliwie ogromne znaczenie w kontekście jednoczącej się Europy, Europy bez granic. Nie ma bowiem nic bardziej dramatycznego niż duchowa bezdomność, gdy ktoś nie może odpowiedzieć na podstawowe pytania: skąd pochodzi, kim jest i po co żyje na tej ziemi? Obecność prymasa w Gnieźnie będzie z pewnością widzialnym znakiem ciągłości historii naszej Ojczyzny i narodu. W tym sensie prymasostwo pośrednio przyczyni się do utrwalenia i rozpowszechnienia dawnych dziejów, o które Pani pyta. Wiadomo, że prymas kard. Wyszyński wszystkie swoje programowe mowy wygłaszał właśnie z Gniezna, by podkreślić jego symboliczny charakter.

 

Wydaje się w tej sytuacji oczywiste, że Gniezno powinno być miastem obligatoryjnie odwiedzanym, np. w czasie wakacyjnych wędrówek rodzin, którym leży na sercu patriotyczne i religijne wychowanie młodego pokolenia.

– Uważam, że tu powinien rozpoczynać się szlak rodzinnych czy szkolnych wypraw, i to nie tylko z racji historycznych. Tutaj bowiem jest kolebka i serce naszej narodowej tożsamości, zarówno jej wymiaru religijnego, jak i kulturowego.

 

Czy, zdaniem Księdza Prymasa, jest jakiś szczególny rys religijności, charakterystyczny dla tamtych, zamierzchłych już czasów, który wart byłby pielęgnowania współcześnie?

– Często powtarzamy: inne czasy, inni ludzie, inne obyczaje… Jednakże niepodobna budować przyszłości na tym tylko, co jest inne, nowe. Trzeba szukać tego, co jest własne, nieprzemijające, co stanowi najgłębszą istotę naszej tożsamości. Sądzę, że właśnie tutaj, w Gnieźnie, można się uczyć tego, co katolickie, uniwersalne, a jednocześnie nasze własne, specyficznie polskie. W nowej rzeczywistości europejskiej, jedno i drugie – otwartość i zakorzenienie są bardzo potrzebne. Znakiem ciągłości jest niewątpliwie także maryjny rys naszej pobożności, niezmienny od czasów św. Wojciecha i św. Radzyma, aż do naszych dni. Jego wyrazem może być kult Matki Bożej Wniebowziętej, która od samego początku patronuje archidiecezji, metropolii i całej Ojczyźnie.

 

Reprezentuję redakcję miesięcznika dla kobiet. Chciałabym zapytać Księdza Prymasa, jakie przesłanie w czasie tak nachalnie manifestującego się: sekularyzmu, konsumpcjonizmu czy feminizmu chciałby ksiądz prymas skierować do naszych czytelniczek?

– Powiedziałbym tak – drogie panie, nie ulegajcie zbytnio urokowi nowoczesności, bo wcale nie znaczy, że to, co nowoczesne jest najmądrzejsze i najlepsze. Starajcie się, bez względu na bieg wydarzeń w waszym życiu, z uporem i konsekwencją postępować za Chrystusem. Bądźcie głęboko przywiązane do pięknych polskich tradycji. Życzę wam sukcesów w pracy zawodowej, w której wasze kompetencje i wrażliwość są potrzebne, ale niech każda z was pamięta o swej najważniejszej roli – żony i matki, współtwórczyni szczęśliwej rodziny. Z woli Boga jesteście konieczną pomocą, bez której żaden mężczyzna nie stanie się prawdziwym mężczyzną.

Ilekroć odwiedzam seminarium, ilekroć spotykam się z klerykami, zawsze powraca do mnie myśl – jak wspaniałe są matki, które dają swoich synów Kościołowi, jaka to cicha, pokorna, niedoceniana wielka praca misyjna – matki współpracujące z Duchem Świętym w formowaniu przyszłych kapłanów. Tu wszystkie słowa pochwały i podzięki wydają się za małe.

Jako żony i matki uczcie więc nas wszystkich prawdziwej i pięknej miłości, bez której świat jest ciemny i trudny do zniesienia. Miejcie świadomość, że nikt inny nam tego dać nie może. W tym względzie jesteście jedyne, niepowtarzalne i niezastąpione.

O Barbarze Wachowicz – laureatce Benemerenti

O Barbarze Wachowicz – laureatce Benemerenti

Pomnożyć skarb Ojczyzny

 

Ewa Celińska-Spodar

 

Gdy Jego Ekscelencja Biskup Polowy Tadeusz Płoski wręczył tegoroczną nagrodę Benemerenti (Dobrze Zasłużonej) Barbarze Wachowicz „za nieustępliwą i konsekwentną promocję polskości z oddaniem sprawie etosu narodowego i patriotyzmu, z darem przekazywania młodzieży skarbów narodowego dziedzictwa” – laureatka w słowie dziękczynnym przywołała przesłanie Ojca Świętego: „Gdy myślę Ojczyzna – by zamknąć ją w sobie jak skarb – pytam ciągle jak go pomnożyć”.

– Ufam, iż ta dostojna i piękna nagroda przyznana przez kapłanów-żołnierzy da mi siły i pomoże pomnażać ów skarb! – powiedziała ta, którą jakże słusznie obdarzono tytułami „Pisarki polskiego losu” i „Ministra patriotyzmu”.

Wśród wielu nagród, jakie zasłużenie otrzymała, harcerze, przyznając jej „Order uśmiechu” umotywowali wybór: „To dzięki niej zstępują z piedestału bohaterowie narodowi i najwięksi twórcy literatury, by stać się nam bliskimi”. Należę do grona tych młodych Polaków, którzy mogą te słowa powtórzyć. Podczas mych studiów historycznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim wielokrotnie sięgałam do książek Barbary Wachowicz, by poczuć bliskość z Tymi, których twórczość była potężnym spoiwem w czasie rozdarcia narodu – i jak często podkreślała w swych wywiadach pisarka – gdy Polska nie istniała na mapie Europy, gdy nie mieliśmy rządu, wojska i oręża, Oni – romantycy polscy, Sienkiewicz, Żeromski – byli nam rządem, armią i bronią. Dzięki twórczości Barbary Wachowicz dla nas, młodych, dziś, w czasie tak, niestety, niełaskawym dla tradycji i historii – Wielcy Polacy przestali być tylko spiżowymi pomnikami i sylwetkami z kart podręcznika, a stali się także żywymi ludźmi walczącymi, cierpiącymi, kochającymi, bliskimi...

Kim jest autorka owego świetnego, jedynego tego typu w literaturze polskiej cyklu opowieści o losach Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Fryderyka Chopina, Henryka Sienkiewicza, Stefana Żeromskiego, Harcerzy Szarych Szeregów?

Gdy pani redaktor Maria Wilczek poprosiła mnie o zarysowanie sylwetki Barbary Wachowicz – przestudiowałam teki wycinków prasowych poświęconych pisarce, zbieranych z pietyzmem przez Bibliotekę Domu Literatury w Warszawie. Sama antologia tytułów wielu esejów, analizujących fenomen pisarstwa i osobowości Barbary Wachowicz, wyznacza wyjątkowość tej postaci, rangę jej pasji i zamiłowań: „Ona polskości pełni straż”, „Kotwice Ojczyzny”, „Sercem w przeszłość”, „Żar słowa i treści rozsądek”, „Siła wierności i pamięci”, „Lekcja wiary i patriotyzmu”, „Królowa polszczyzny”, „Siostra Wielkich”, „Wierna rzeka polskości”.

Jej droga twórcza, znamienite biografie, wystawy, widowiska, audycje radiowe i telewizyjne, cenne odkrycia, piękna służba tym wartościom, za które otrzymała właśnie nagrodę Benemerenti – „dawanie świadectwa prawdzie i sprawiedliwości”, a także fascynująca osobowość, urzekający dar narracji, barwność postaci – zasługują na ciekawą książkę i wierzę, że taka zostanie napisana...

Na łamach „Listu do Pani” mogę tylko nakreślić kilka, moim zdaniem, najważniejszych wątków życia i twórczości pisarki.

 

 

Gniazdo rodzinne, czyli Basia z Podlasia...

Gdy przyznawano Barbarze Wachowicz Honorowe Obywatelstwo Warszawy, powiedziano: „Urodziła się co prawda na Podlasiu...”, a ona urodziła się co prawda w Warszawie, ale zawsze podkreśla, że wszystko, co najcenniejsze, zawdzięcza podlaskiemu domowi dzieciństwa i mówiąc o nim, cytuje słowa Mickiewicza o kraju lat dziecinnych „co zawsze zostanie, święty i czysty jak pierwsze kochanie”. Przywołuje też słowa swego umiłowanego Żeromskiego: „Każdy ma swoje miejsce ulubione w dzieciństwie i to jest Ojczyzna duszy”.

Gniazdo rodzinne we wsi Krzymosze Bajki nad Liwcem. Symbol przystani, opoki, opieki, bezpieczeństwa, miłości i ciepła. Kardynał Stefan Wyszyński mówił: „Przekaz historyczny dziejów młodemu pokoleniu jest nakazem moralnym”. Ten nakaz wspaniale wypełnili dziadowie Barbary – macierzysta Babcia Anna z Kuleszów i Dziad ojczysty – Konstanty Wachowicz. Uczyli wrażliwości historycznej na przykładzie ludzi najbliższych i najbliższych miejsc. W Sokołowie Podlaskim żegnali księdza Stanisława Brzóskę, ostatniego, ginącego bohatera Powstania Styczniowego. W Iganiach zdawało się, iż słychać jeszcze łoskot konia generała Ignacego Prądzyńskiego, gnającego ku zwycięstwu. Romuald Traugutt to był nie tylko legendarny dyktator Powstania Styczniowego, lecz ktoś, kto podsygnował patent na porucznika pra-pradziadowi Władysławowi Kuleszy. Żyła tradycja rodzinna zawęźlona z tradycją historyczną i wielkim bogactwem stawał się w dziecięcych oczach świat wielkiej ojczystej literatury. Dziadowie wprowadzali swe wnuki w świetlisty świat Soplicowa i mroczne dzieje III części „Dziadów”. Rozwijali przed olśnionymi oczyma dzieci jak słucki pas złotolite bogactwo „Trylogii” i przeżywali (jakby powiedział Żeromski) odnowicielską siłę Mickiewiczowskiego arcydzieła, słuchając jak uczeń moskiewskiej szkoły deklamuje w „Syzyfowych pracach” „Redutę Ordona”. Dziad Konstanty wymyślił urzekającą zabawę porównywania zjawisk przyrody z opisanymi przez Mickiewicza w „Panu Tadeuszu”. Barbara Wachowicz często przypomina słowa Henryka Sienkiewicza (Rodaka-Podlasiaka!), który powiedział, że kiedy zgaszono wielki ogień polskości na forum – domowe ogniska płonęły jasno. I w blasku takiego ogniska miała szczęście wychowywać się nasza laureatka Benemerenti.

 

Wielcy o Wiernej

O Barbarze Wachowicz piszą sławni kapłani, znamienici historycy literatury, wybitni dziennikarze… Przytoczmy niektóre z tych wypowiedzi, tworzących kunsztowną mozaikę ocen.

Abp Sławoj Leszek Głódź (w programie radiowym): „W jej pisarstwie brzmi ojczysty, polski ton. A w tej Ojczyźnie najważniejsza jest wiara, pamięć o przodkach i wartościach rodzimej kultury, przekazywana w sztafecie pokoleń. Bohaterowie jej książek to ci najwięksi. Nie tylko opowiada o ich życiu atrakcyjnie i zajmująco, nie tylko rekonstruuje ich bogate życie, lecz odsłania tajniki duszy. I pokazuje, jak pamięć o Wielkich Polakach wciąż trwa, jak kształtuje ­– także dziś – ludzkie postawy. Ojciec Święty podczas spotkania z twórcami polskiej kultury zacytował słowa Prymasa Tysiąclecia: »Słowo, które jest wspaniałym darem Bożym ma być słoneczne i lecznicze«. Takie jest pisarstwo Barbary Wachowicz – słoneczne i lecznicze. Oby ta „wierna rzeka” jej pisarstwa płynęła dalej wartkim nurtem przez Ojczyznę polskiej myśli, wrażliwości i piękna”.

Ksiądz prof. Janusz St. Pasierb („Więź”): „Pod jej piórem, przed jej obiektywem przeszłość nie jest »cokolwiek dalej«, lecz zupełnie blisko. Mickiewicz wyjechał przed chwilą, Kościuszko zaraz powróci, Chopin jeszcze gra. To jest ciągle ta sama Polska. Bezgraniczna. Zaścianek i Europa, Ojczyzna i przyswojona sztuką obczyzna tworzą jedno wielkie ludzkie universum, oświecone rozumem, ogrzane sercem”.

Ksiądz Prałat Bogusław Kiszko („Niedziela”): „Jakże to wspaniałe, że są tacy mistrzowie pióra i słowa, którzy, jak Barbara Wachowicz, wydobywają z popiołów naszej przeszłości iskry WIARY – PATRIOTYZMU – MĄDROŚCI i szlachetności serc, by je wlewać w serca współczesnych, młodych ludzi i rozniecać płomienie”.

Prof. dr hab. Lech Ludorowski, Prezes Towarzystwa im. Henryka Sienkiewicza (Laudacja przy nagrodzie „Serce dla serc”): „Barbara Wachowicz jest wyjątkowym zjawiskiem we współczesnej kulturze polskiej. Jej wielkie dokonania w dziedzinie twórczości literackiej, ogromne zasługi w działalności edukacyjno-naukowej, ofiarna, pełna społecznikowskiej pasji praca dla kultury narodowej, wspaniałe osiągnięcia w upowszechnianiu wiedzy o Wielkich Polakach w kraju i poza granicami budzi najwyższe uznanie. Jest niezrównaną mistrzynią polskiej biografistyki literackiej. Wzbogaciła literaturę serią mądrych, oryginalnych, odkrywczych dzieł, poświęconych wieszczom romantyzmu, klasykom XIX i XX wieku i narodowym bohaterom. Wśród jej wielkich książek prawdziwym arcydziełem wiedzy, talentu, subtelności, przenikliwości jest jedna z najbardziej odkrywczych w ogromnej literaturze o Sienkiewiczu monografia »Marie jego życia« – o tajemnicach serca i kobietach bliskich autorowi Trylogii. Tak mistrzowskiej książki sienkiewiczologia na ten temat nie znała”.

Prof. Stanisław Makowski, Uniwersytet Warszawski, filologia polska (wstęp do albumu pisarki „W Ojczyźnie serce me zostało”): „Niestrudzenie przypomina o istnieniu dziedzictwa narodowego, godności i honoru, o wartościach, które kształtują naszą tożsamość narodową, a które w czasach globalizmu traktowane są, zwłaszcza przez naszych decydentów od spraw kultury i wychowania, jako staroświecki, zaściankowy przeżytek. Jest niezmordowaną strażniczką »narodowego pamiątek kościoła«, który powinien być nadal wzorcem zachowań i źródłem inspiracji”.

Rafał Skąpski, Prezes Fundacji Kultury Polskiej: „Jest piastunką szańców narodowej pamięci i tradycji, piastunką tego, co w sercu każdego Polaka winno zajmować miejsce pierwsze – dowodów bohaterskiej miłości do Ojczyzny, piastunką wiedzy o tych, którzy, krew własną przelewając, odeszli, piastunką tych, które osamotnione na resztę życia pozostały – wspaniałych matek warszawskich powstańców, Harcerzy Szarych Szeregów. Piastunką polskości i polszczyzny. Jest niezwykłą nauczycielką historii Narodu i Jego Ziemi”.

Red. Jędrzej Dmowski („Myśl Polska”): „Jest człowiekiem wielkiego, patriotycznego czynu. Sama jedna znaczy więcej w popularyzacji polskiej kultury niż wiele (suto opłacanych z pieniędzy podatników) instytucji. Prezentowana przez nią wizja historii jest romantyczna i pozytywistyczna. Tchnie optymizmem i krzepi serca. Jej powołaniem jest przypominanie i wskrzeszanie ducha Polski – patriotycznej, wiernej, bohaterskiej”.

Red. Maria Żmigrodzka („List do Pani”): „Nie ma w naszej literaturze współczesnej równej Barbarze Wachowicz pisarki, tworzącej z taką emocjonalną siłą i kompetencją, w formie tak niepowtarzalnej, zarówno ze względu na tematykę, jak i na piękno słowa. (…) Nade wszystko ujmuje żarliwa polskość i wielki pietyzm dla ojczystych spraw. Naucza dumy narodowej, zachęca, by kochać i myśleć po polsku, poznawać i pomnażać duchowy dorobek naszych dziejów”.

Red. Zdzisław Sierpiński („Polska zbrojna”): „Słuchacze radia, telewidzowie przypominają sobie wspaniałe audycje i programy Barbary Wachowicz, które ściągały tłumy ludzi zafascynowanych poetycką pięknością jej słowa, umiejętnością tworzenia plastycznych obrazów, ludzi i faktów. Zginęła z radia i małego ekranu. Zginęły jej wspaniałe programy, ale ona, jak każdy człowiek wielkiej pasji – nie zrezygnowała. Przeniosła swą działalność do szkół, do harcerstwa i trzeba tylko schylić czoła przed tą działalnością upartą, pełną pasji, dokonywaną z głębokim poczuciem potrzeby wychowywania młodych w szacunku dla tego, co w naszej historii było wielkie”.

Red. Wiesława Czapińska („Glob”): „Jest wierna jednej sprawie i służy jednej idei. (…) Piszą do niej setki listów młodzi i starzy. Ta korespondencja unaocznia najlepiej, jak ważną dla nich sprawą jest polska tradycja i historia, te obszary, po jakich mistrzowsko porusza się Basia. Jest mistrzem reżyserii widowisk o Wielkich Polakach. Działa na widownię w sposób magnetyczny. Ludzie słuchają jak zaczarowani”.

Red. Grzegorz Łatuszyński („Rewelacje – Weekly world news”): „Czytając »Ogród młodości«, »Ciebie jedną kocham«, »Ty jesteś jak zdrowie«, »Malwy na lewadach« wchodzimy w świat nasz, polski, ale odmieniony, odświętny, podniosły, czysty. Nie dziwię się jej, że się wadaptowała w świat Wielkich Rodaków, w ich epokę, w romantyzm. I ten wileńsko-kowieński, i krzemieniecki, i ten świętokrzyski, i warszawsko-powstańczy. Ona jest jedną z nich, jest ich siostrą. Jej wolno się z nimi przyjaźnić i być za pan brat, stąpać po ich krajobrazach, tych nad Świtezią i nad Niemnem, tych jodłowych – świętokrzyskich i wypalonych, warszawskich. Dla niej nie ma granic ani czasowych, ani historycznych. Żyje w nienaruszonym obszarze polskiej tradycji, Polskiej Sprawy. Żyje w tym, co było i pozostanie wielkie”.

Agnieszka Osiecka: „Jest wybitną i kto wie, czy nie najwybitniejszą popularyzatorką polskości. Z jej pracowitych i pracochłonnych książek można się niezwykle wiele nauczyć i niemało razy wzruszyć. To jest taki przewodnik po duszy polskiej, taka rozmarynowa biblijka”.

 

Pejzaż patriotycznej tęsknoty

Profesor Ryszard Przybylski z Instytutu Badań Literackich, najznamienitszy moim zdaniem, znawca epoki romantyzmu polskiego, napisał o Barbarze Wachowicz, że „ma bardzo rzadki dar – czuje istotę pejzażu historycznego”. Pisarka jest autorką cyklu rewelacyjnych zdjęć, które złożyły się na jej wystawę „W Ojczyźnie serce me zostało”, a także ilustrują wiele jej książek. To rzadkość iżby pisarz władał mistrzowsko obiektywem. Wystawa wiedzie tropami romantyków polskich. Ukazuje pejzaże, które odnaleźć można w strofach „Pana Tadeusza”, „Ballad i romansów”, „Dziadów” Mickiewicza, „Godziny myśli” Słowackiego, a także ukazuje krajobrazy takich arcydzieł, jak „Nad Niemnem”, „Qvo Vadis”, „Przedwiośnie”, „Wierna rzeka”... Profesor Krzysztof Kąkolewski stwierdza, że obiektyw Barbary Wachowicz „potrafi sfotografować coś, co działo się w roku 1822” i w jej fotogramach wstrząsający jest cykl będący wejrzeniem w los Adama Mickiewicza. Patrząc na zdjęcie Alei w Bolcienikach, gdzie poeta żegnał swą ukochaną, mamy wrażenie, że za chwilę ujrzymy ich oboje... To pejzaże patriotycznej tęsknoty, które współtworzyły naszych bohaterów, do nich powracali myślą, piórem, nostalgią... Barbara Wachowicz ukazuje to zdumiewające zjawisko, iż ocalały sanktuaria rodzimego pejzażu, nietknięte przez niszczycielską dłoń ludzi czy miażdżącą pięść wojny. Obok tropów romantyków mamy też krajobrazy Żeromskiego – plon wędrówek pisarki drogami Kielecczyzny, Sandomierskiego, Podlasia. Żyją na zdjęciach, dziś już niestety zniweczone polskie dwory, które pisarka zdążyła utrwalić. I jakże ważne są na jej zdjęciach szlaki polskie sfotografowane, zdokumentowane, a w książce „Malwy na lewadach” opisane – we Włoszech, Szwajcarii, Szkocji. Tak mało niestety znane, że turyści polscy zwiedzający Rzym nie widzą, niestety, imponującej viale Adamo Mickiewicz, alei spadającej z Parku Borghese ku Placowi Hiszpańskiemu, nie znają majestatycznych tablic poświęconych Słowackiemu na via del Babuino, Norwidowi na via Sistina, Sienkiewiczowi na via Bocca di Leone. Barbara Wachowicz odnalazła także tablice poświęcone Słowackiemu i Sienkiewiczowi w Neapolu, a Żeromskiemu „żarliwemu obrońcy sprawiedliwości” we Florencji...

Pisarka wędruje zawsze przez Europę i świat z kompasem polskim. Jeśli Wielka Brytania – to drogi Josepha Conrada w Anglii i Chopina w Szkocji. Jeśli Norwegia – to Narwik i szlak bitewny Brygady Strzelców Podhalańskich. Jeśli Szwajcaria – to Mickiewiczowskie „Liryki lozańskie”, epoka młodości Słowackiego i Krasińskiego przeżyta nad Lemanem. A także Solura – owo ciche i śliczne miasteczko, ostatni port Tadeusza Kościuszki.

 

„Łączmy serca”

Najwcześniejsze wspomnienie dzieciństwa – to krzyż pod Maciejowicami i przestroga udzielona przez ukochaną Babunię Annę, by nigdy nie wierzyć, że Kościuszko zakrzyknął tu „Finis Poloniae”. Ten – jakże niedoceniony nasz bohater narodowy – przywiódł Barbarę Wachowicz do swego gniazda rodzinnego na Polesiu i świetne reportaże z Mereczowszczyzny i Siechnowicz zamieszczone w „Malwach...” to preludium do niezwykłych dzieł pisarki, książki i wystawy „Nazwę Cię – Kościuszko!”. Jako jedyna przewędrowała bitewny szlak Kościuszki w Stanach Zjednoczonych od granicy kanadyjskiej po Charleston i ukazała ogrom wkładu polskiego pułkownika – inżyniera w dzieło niepodległości Stanów Zjednoczonych. Podczas uroczystości wręczania jej na Zamku Królewskim Honorowego Obywatelstwa Warszawy przypomniała, że w stolicy są ulice Ananasa, Rzeżuchy i Rzodkiewki, ale by wjechać Aleją Kościuszki do miasta Warszawa, trzeba się wybrać do stanu Indiana i miejscowości Warsaw albo do miasta Kosciuszko w stanie Missisipi. Gdy podjęto wreszcie inicjatywę wzniesienia w Warszawie pomnika zwycięzcy spod Racławic, Barbara Wachowicz zasugerowała, by odtworzyć monument Naczelnika stojący przed Białym Domem w Waszyngtonie, co dzięki niestrudzonym zabiegom Profesora Marka Drozdowskiego, ma się wkrótce zrealizować. Przypomniała, że Prezydent Thomas Jefferson – twórca Deklaracji Niepodległości i dozgonny przyjaciel Naczelnika – napisał doń: „Każdy prawy Amerykanin kocha cię i czci”. Książka i wystawa Barbary Wachowicz są tego wymownym świadectwem. W uznaniu wartości i znaczenia jej prac American Biographical Institute wpisał pisarkę na listę Great Women of 21st Century – Wielkich Kobiet XXI wieku.

            Generałowi Brygady, ks. biskupowi Tadeuszowi Płoskiemu, Barbara Wachowicz wyraziła wdzięczność za order Benemerenti słowami Generała Tadeusza Kościuszki: „Łączmy serca, łączmy ręce najściślej. Narodowi i Ojczyźnie naszą wierność winniśmy!”.

 

„Wiernym Polsce – gdziekolwiek są” –

– taką dedykację nosi książka Barbary Wachowicz o Kresach Ojczystych – „Ty jesteś jak zdrowie”.

Maciej Słomczyński, znamienity tłumacz Sheakspeare’a, nader rzadko oceniający kolegów po piórze przypomniał, że autorka kresowych reportaży była „pierwszą i jedyną, która pisała o tęsknocie tych, którzy w miastach i wsiach Litwy, Ukrainy, Białorusi myślą po polsku”. Pisał o wielkiej sile esejów Barbary Wachowicz, którą „daje jej miłość do tych wielkich umarłych i niewielkich żywych spotkanych w drodze”.

Barbara Wachowicz spotykała się z rodakami w Australii, Szwecji, Anglii, Ameryce, Kanadzie. Wszędzie witano ją z ogromnym aplauzem. W Australii jej wieczór prasa polska nazwała „świętem polskiej mowy”, która „pozwoliła słuchaczom pokonać bariery niepamięci i czasu”. W Szwajcarii po występie w Klubie Żywego Słowa Polskiego Barbary Młynarskiej dziękowano jej za ów „chleb słowa”. W Kanadzie – „zasłuchani z iskrzącymi oczami wędrowaliśmy po drogach Wielkich Rodaków i Bohaterów walczących o wolność”. W Ameryce – „idąc z nią tropami jej bohaterów, przedstawionych tak żywo, przypominaliśmy sobie czym jest dla nas Wspólne Dobro, któremu na imię Polska i jak jej służyć”.

Ale autorka nade wszystko ceni szansę spotkań z rodakami, gdy wyrusza do Wilna, Grodna, Nowogródka, Bohatyrowicz, Krzemieńca. Otrzymując laur Mistrzyni Mowy Polskiej Vox Populi w pierwszej edycji tego pięknego konkursu – ona jedna wyraziła wdzięczność i podziw dla rodaków odepchniętych od Ojczyzny krwawym wyrokiem historii, którzy nad Wilią i Niemnem ocalili kruszec polskości i ojczyzny-polszczyzny”. Ostatnio, jesienią 2009, pisarka odbyła dzięki Wydawnictwu Exlibris i Konsulowi Polskiemu Stanisławowi Kargulowi cykl spotkań w szkołach wileńskich, im. Mickiewicza i Jana Pawła II, niosąc im słowa „słoneczne i lecznicze”. Uczennica szkoły mickiewiczowskiej Tereska napisała: „I teraz będziemy widzieć naszego Patrona nie jako dostojnego Pielgrzyma spoglądającego z pomnika, lecz naszego rówieśnika, z nadziejami, marzeniami, miłością, przyjaźnią, a Filomatów nie tylko jako bohaterów narodowych cierpiących w klasztorach-więzieniach, lecz roześmianych studentów otaczających Adama z okrzykiem »Adamie, nasze kochanie!«”.

Podczas wędrówek kresowych były odkrycia wielkie, jak na przykład list Pani Salomei Słowackiej, pisany podczas Powstania Listopadowego, pełen radości, że jej syn Juliusz został wysłany „do zagranicznych doktorów, którzy będą kurować naszą chorą Kuzynkę, którą tak wszyscy kochamy”. Owa tajemnicza „Kuzynka” jest jedną z zagadek zadawanych podczas sławnego widowiska „Wigilie Polskie”, a tak oto wygląda odpowiedź jednego z zagadniętych młodzieniaszków: „Jeszcze Kuzynka nie zginęła, póki my żyjemy”.

I były też odkrycia niewielkie, a jakże wzruszające, jak ta prośba modlitewna odnaleziona na chórze Kościoła Farnego w Nowogródku: Błogosław Matko naszej biednej ziemi,/ Tej przebogatej w nieszczęścia i łzy./ Ochroń jej dzieci idąc razem z nimi/ Przez wichry, burze i przez ciemne mgły.// Błogosław wszystkim, którzy mężnie bronią/ Ojczystej wiary i ojczystych słów,/ Co wśród nieszczęścia, zwątpień łez nie ronią,/ A gdy upadną, powstają znów!

 

Lilijki na szańcach

Harcerstwo! Wielka miłość Barbary Wachowicz. Jej saga „Wierna rzeka harcerstwa”, poświęcona najwybitniejszym postaciom polskiego skautingu i Szarych Szeregów stała się dla nas, młodych, nie tylko harcerzy dziełem bezcennym, ukazującym wzory do naśladowania, naszych rówieśników, którym przyszło dorastać i żyć pośród zawieruchy wojennej. Należeli do pokolenia, w którym mocno była zakorzeniona walka o niepodległość. Było to pierwsze pokolenie niepodległej II Rzeczypospolitej, wychowane przez rodziców i dziadków, na żywej wciąż legendzie walk o niepodległość. I było to pokolenie, które poniosło ogromne straty w czasie II wojny światowej, ponieważ jako jego przedstawiciele nie zawahali się poświęcić wszystkiego, co było najcenniejsze.

Nie jest trudno postawić bohatera na piedestale, wielką sztuką jest natomiast pokazać w owym bohaterze zwykłego człowieka. Barbara Wachowicz nie próbuje wykreować szaroszeregowych dziewcząt i chłopców na posągowe postaci. Wręcz przeciwnie, wielką zasługą autorki jest ukazywanie drobnych słabostek, codziennych zmartwień. Czytelnik uświadamia sobie, że każdy z bohaterów borykał się z różnorakimi problemami, popełniał błędy. Zagłębiając się w lekturę „Wiernej rzeki harcerstwa” dochodzi się do wniosku, że Oni wszyscy mieli takie same marzenia jak młodzi ludzie w dzisiejszych czasach. Ulegali zauroczeniom, kochali, najbardziej niewinną, bo pierwszą miłością i często byli kochani. Przykładem takiej miłości jest Basia i bohater „Kamieni na szaniec”, Alek Dawidowski, i ich korespondencja zacytowana w tomie „Rudy, Alek, Zośka”.

Barbara Wachowicz pierwsza powiedziała prawdę o przyczynach śmierci Ułana Batalionu „Zośka” – Janka Rodowicza „Anody”, zamordowanego w śledztwie w roku 1948. Udało się jej także ze świetnym historykiem wojny i Powstania – Hubertem Bojarskim – przygotować na siedemdziesięciolecie Szarych Szeregów we wrześniu 2009 znakomitą wystawę poświęconą „Anodzie”.

Dzięki „Wiernej rzece harcerstwa” czytelnik ma również okazję poznać losy bohaterów, o których się mówi, że ich życiorysy zostały napisane białym atramentem. To są naprawdę te szare szeregi, których nie wzięła na skrzydła legenda, a których utrwaliło pióro Barbary Wachowicz. Otrzymała ona wśród wielu nagród te, które ceni ogromnie – Honorową Odznakę Batalionu Armii Krajowej „Zośka” i Złote Pióro przyznane przez Żołnierzy tegoż Batalionu „za złotą legendę »Zośki«”. To oni – ta garstka, która przeżyła, będą bohaterami V, tego ostatniego tomu, nad którym pisarka aktualnie pracuje. Jak powiedziała, odbierając nagrodę Benemerenti „wytrwali na redutach i przetrwali wszystkie kręgi piekieł”, stanowiąc wzór człowieka i Polaka. To ich przyjaciel i towarzysz broni, Krzysztof Kamil Baczyński, w „Modlitwie do Bogurodzicy” prosił: „O, nagnij pochmurną broń naszą, gdy zaczniemy walczyć miłością”.

Harcerski cykl Barbary Wachowicz nie koncentruje się tylko na heroicznej walce z bronią w ręku, ale też przenosi czytelnika do pełnych ciepła i zrozumienia „domów, które żyły Polską”. Miejsc będących oazami miłości. Za przykład może posłużyć rodzina Romockich. Rodzice byli najwyższymi autorytetami dla swoich synów. Sposób, w jaki Paweł Romocki traktował swoje dzieci w psychologii określany jest terminem – wprowadzanie w zasady. Jest to rodzaj techniki wychowawczej uznawanej dziś za najlepszą i najskuteczniejszą. Barbara Wachowicz poprzez zamieszczone w swojej książce unikatowe listy Pawła Romockiego nakreśliła model wzorcowej rodziny, w której dzięki odpowiednim relacjom i metodom wychowawczym stworzono dom pełen szczęścia. Listy Pawła Romockiego i obraz rodziny zawarty w „Wiernej rzece harcerstwa” mogłyby służyć niejednej polskiej rodzinie jako „poradnik wychowawczy”.

Za sprawą Barbary Wachowicz najbliższy stał mi się Andrzej Romocki-Morro. Moja fascynacja jego osobą urosła do takich rozmiarów, że poświęciłam Andrzejowi swoją pracę magisterką i nieocenioną pomocą okazała się „Wierna rzeka harcerstwa”.

Książki Barbary Wachowicz – to dla nas, dzisiejszej młodzieży, wspaniała lekcja historii i patriotyzmu przekazana piękną polszczyzną, emanująca siłą i wiarą.