Matka Boża z Genazzano

b_240_0_16777215_00_images_numery_5_174_2009.jpgMatka Boża z Genazzano

Maria Wilczek

 

Zobaczyłam Jej wizerunek dzięki księdzu Orzechowskiemu. Kiedy przypadkiem spotkaliśmy się w Rzymie, powiedział: „Skoro tu jesteś, Mario, musisz koniecznie pojechać do Genazzano. To raptem 47 kilometrów stąd. W starej bazylice augustiańskiej zobaczysz jedyny obraz swojej patronki – Matki Boskiej Dobrej Rady.

Miałam wracać do Polski za trzy dni; były jeszcze muzea, rzymskie kościoły, ale rada brzmiała kategorycznie – „Musisz zobaczyć Ją”. Nazajutrz rankiem autobus wiezie nas serpentynami na wschód od Wiecznego Miasta. Małe Genazzano, liczące 5000 mieszkańców, położone na wzgórzach poprzecinanych wąwozami wśród żyznych pól i winnic, których wzrostowi sprzyja łagodny klimat, wyłania się zza jednego z zakrętów na tle górzystego masywu.

Nad nim potężna  sylweta bazyliki Matki Boskiej Dobrej Rady. Zaglądam do przewodnika. Ten wygląd zyskał kościół w siedemnastym wieku, ale znacznie wcześniej wzniesiono w tym miejscu mały kościółek błogosławionej Petrucci, którego wątki odkryto po kolejnych przebudowach. W czternastym wieku pan Genazano – Pietro di Giordano Colona przekazuje kościół Augustianom, którzy opiekują się nim do dziś. To za ich już czasów wydarza się ten cud szczególny, o którym piszą kronikarze i o którym wiedzą nie tylko mieszkańcy małego Genazzano. 25 kwietnia 1467 roku na ścianie kościoła pojawia się w cudowny sposób, „spływając z wysokości” – obraz Madonny z Dzieciątkiem. Od tamtych czasów słynie on wieloma cudami. Tradycja przypisuje obraz Albanii. Albańczycy do dziś nazywają Madonnę – Nasza Pani ze Scutari, uważając, że freski same przyfrunęły z leżącego nad Bojaną i Driną maleńkiego Scutari, zaatakowanego wówczas przez Turków. Na płaskorzeźbie, nad wejściem do bazyliki, widać scenę, jak anioły przenoszą Madonnę z Dzieciątkiem ponad chmurami.

Wchodzimy do wnętrza, do bocznej nawy, bo tu właśnie mieści się ołtarz Matki Boskiej . Alabaster, bazalt, marmur, miedź, chrom, srebro, złocenia – bogata obudowa i w środku ten niewielki – 40 na 45 cm, chciałoby się powiedzieć skromny fresk o niewyobrażalnym pięknie i sile wyrazu. Niektórzy rozpatrują to dzieło jako przykład sztuki rzymskiej XIII w., inni wiążą je ze sztuką późnobizantyjską, z wpływami sztuki weneckiej. Powszechnie jednak to dzieło nieznanego malarza uważane jest za najpiękniejszy wizerunek Maryi, przyciągający pielgrzymki z wielu krajów. Matka Boska przedstawiona w ugrach, zieleniach, błękitach trzyma Dzieciątko w czerwonej tunice z czerwoną aureolą, której barwa nawiązuje do wątku przyszłej męki. Te kolory zmieniają się podobno w różnych porach roku, ale nie to stanowi o niezwykłości obrazu, lecz wrażenie żywej obecności Matki Dobrej Rady. Właśnie ksiądz Orzechowski wychodzi z Mszą św. Przyklękam na środku nawy i widzę, wyraźnie widzę, podobnie jak inni klękający w tym miejscu, Jej spojrzenie i uśmiech.

Nie mogę oczu oderwać, trwam tak, nie wiem – czy jedną, czy dwie godziny…

W końcu trzeba jednak wyjść z ciemnej bazyliki na ostro oświetlony słońcem południa placyk. A teraz – mówi mój przewodnik – do klasztoru Augustianów. Znam tam wszystkich ojców, będzie na pewno dobry obiad i spacer w winnicy. Na chwilę znika poprzedni nastrój, nagle przypomina mi się, że tego dnia nie nie mieliśmy w ustach. Wspinamy się więc wąskimi uliczkami, przekraczając mosteczki ponad wąwozami, wśród domków w zieleni aż do klasztornej bramy. Dzwonimy – raz, potem drugi, trzeci… długa chwila ciszy, a potem ociężałe człapania. W uchylonej bramie – strażnik. „O nie, nikogo nie ma, wszyscy ojcowie na wakacjach, ale proszę, wejdźcie do winnicy, wystarczy dla wszystkich”. Jak okiem sięgnąć winne krzewy i kiście winogron, dużych, soczystych, dojrzałych…

Siadamy, każdy w swoim kącie, zajęty – milczeniem, które wypełnia zachwyt i – wdzięczność Bogu za wszystko.

Pod wieczór tą samą drogą w dół. „Ale pożegnamy się jeszcze z Madonną?” – pytam. Tym razem widzimy kaplicę o zmierzchu, przygasały ostre światłocienie, ale twarz Maryi ma tę samą słodycz i tak jak poprzednio patrzy mi prosto w oczy. I znów widzę przyszłość bez lęku. „Ja tu jeszcze wrócę”, mówię Jej, jakby to ode mnie tylko zależało.

Do odjazdu zostaje niewiele czasu. Jeszcze tylko w nawie głównej rzut oka na balustradę Berniniego, na której barokowe putta dźwigają tym razem zszarzałą zmierzchem marmurową „tkaninę”. Wychodzimy, ale nie dane nam jest uchronić ciszę. W drzwiach bazyliki jakaś stara Włoszka w czerni rzuca się księdzu Kaziowi na szyję. „Padre Casimiro, padre Casimiro”, wykrzykuje radośnie. Z potoku nieznanych słów tylko to jedno udaje mi się zrozumieć. Okazuje się, że stara dama przejęta spotkaniem zaprasza na domową kolację. Nie ma czasu, żeby przyjąć zaproszenie. Autobus za kilka minut. Signora Silvana wbiega więc do pobliskiego sklepu i roztrącając kupujących wypada po chwili z torbami pełnymi specjałów. „Padre Casimiro questo e per voi”. Ksiądz Kazio przyjmuje dary, a po chwili słyszę, jak mruczy pod nosem, wsiadając do autobusu – „No proszę, i nawet nas pożywiła”. Znając go wiem, że nie starą Włoszkę ma na myśli.

Odjeżdżamy. Coraz bardziej maleje małe Genazzano. Nachylam się z nie zadanym dotychczas pytaniem – Kaziu, skąd ta nazwa? Skąd ta nazwa „Matka Boska Dobrej Rady? – Pamiętasz scenę ewangeliczną z wesela w Kanie Galilejskiej? – odpowiada – To tam Maryja mówi do sług – Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Daje tę radę sługom i daje ją przez wieki każdemu z nas, tę najważniejszą – dobrą radę.